Żaden już ze mnie gracz, ale kiedyś kochałem ten sport i jak tam znajdę chwilę czasu to coś tam poszarpię sobie. Krążą plotki, ze mają w tym roku wyłączyć serwery tej gry (chociaż single chyba ma zostać, ale to chyba). No więc jako fan DC pograłem i ukończyłem na wszelki wypadek.
Z zalet to na bank fabuła, której założenia zainteresowanym są raczej znane. Suicide Squad (wkurza mnie te tłumaczenie Legion Samobójców, jaki to Legion jak ich zawsze jest kilkoro?) w liczbie, czterech sztuk musi załatwić Ligę Sprawiedliwości opanowaną przez Brainiaca, załatwić samego Vril Doxa i ocalić świat. Jest ostro ale z uśmiechem. Dosyć fajnie rozwiązano dobór drużyny, każde z nich ma inny charakter, jednocześnie żadne nie jest jakimś tytanem intelektu, co daje pole do popisu ludziom odpowiadającym za dialogi. Moim faworytem King Shark w sumie wydający się być inteligentnym, tyle że zachowujący się niczym duże dziecko, albo raczej rekin który próbuje zachowywać się jak człowiek tylko nie wszystkich szczegółów będący świadomym (jego "uśmiech" jest zajebiaszczy). W sumie każda z postaci dostaje swoje 5 minut i wszyscy są fajni na swój sposób. To taka dosyć klasyczna historia grupki łajdaków, która z biegiem czasu zmienia się nie tyle w drużynę co w grupkę przyjaciół na dodatek stając się lepszymi ludźmi, kto wie czy nie w przyszłości prawdziwymi bohaterami. Nic oryginalnego, ale za to ładnie zagrane. Chociaż chyba najmocniejszym momentem jest bitwa Wonder Woman (nawiasem mówiąc też świetnie przedstawionej) z Supermanem. Co dosyć zabawne mimo, że woke-sroke, Sweet Baby i te klimaty to tutaj w przeciwieństwie do Injustice czy podobnych Diana nawet wyposażona w kryptonit nie ma szans powstrzymać Clarka przemienionego w niepowstrzymaną maszynę zniszczenia, jest naprawdę epicko (oczywiście w grze jest to kompletnie nie wykorzystane). Ta dwójka pokazuje, że jest kompletnie inną ligą niż czwórka antybohaterów. No, ale tak czy siak, trzeba wszystkich i tak odstrzelić w końcu, co może nie jest o tyle winą twórców gry co raczej komiksów, podkręcających do jakichś niedorzecznych poziomów moce postaci. Owszem wszelkie walki z bossami, mają misje poprzedzające tłumaczące wyrównywanie szans, ale szczerze powiedzmy Batmana jako człowieka jakiś cudem mogliby trafić, powiedzmy Lanterna jakby się zagapił. Ale jakim cudem można pokonać kogoś takiego jak Flash czy Superman? Trochę problematyczne jest to, że superbohaterowie po praniu mózgu nie tylko najwidoczniej mają pamięć o wszystkim, to jeszcze zachowania mają odpowiadające swoim osobowościom, scena z sikaniem na Flasha niepotrzebna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że został schwytana jak uratował Squadowi życia, nawet taki tępak jak Bumerang powinien to zrozumieć, nie wiem kto uznał, że to będzie fajny pomysł. A że zabili Batmana bohatera Arkhamverse? A srał go pies po przeczytaniu dziesiątek zwłaszcza tych nowych komiksów o tym jaki jest niesamowity to należała mu się kula.
Grafika całkiem ładna. Na youtube całkiem sporo udowadniaczy zachwyconych możliwością glanowania gry, którzy twierdzą że jest gorsza pod tym względem niż w iluś tam letnim Arkham Knight, ale no nie mają racji. Uwagę zwracają zwłaszcza świetnie zanimowane postacie, Harley ma świetną mimikę, jako Super występuje Cavill, jak Bats Affleck. Miasto jest architektonicznie bardziej skomplikowane, chociaż niespecjalnie wielkie. Sporo dodatkowych elementów, chociaż praktycznie nic zniszczalnego. Na ulicach zgodnie z tradycją pustki w porównaniu do Spider-Mana od Insomniac, to jednak trochę siarowato to wygląda.
Największym minusem co Suicide Squad:KtJL jest gameplay, co biorąc pod uwagę, że to gra komputerowa jest raczej nie do odrobienia. System walki wręcz, praktycznie nie istnieje, każdy ma po jednym ciosie do ładownia tarcz. Opiera się praktycznie wszystko na strzelaniu z giwer kilku klas, rozdzielonych sensownie pomiędzy postaciami. Tzn. każdy może strzelać ze wszystkiego, ale już odblokowywane perki tyczą się konkretnych typów. Tyle, że co z tego skoro same strzelanie jest niesatysfakcjonujące. Wszystko miga i mieni się kolorami tęczy, pola siłowe rozpadają się w feerii kolejnych barw, liczniki obrażeń z widocznymi cyferkami z zabitych wypada kilka rodzajów monetek które służą do craftingu, na ekranie momentami nic nie wydać. Nie gram już praktycznie wcale w tego typu gry, ale jeżeli już zabierałem się za zręcznościówki trzecio osobowe to w miarę możliwości starałem się grać postaciami kobiecymi no bo jakoś to tak przyjemniej wizualnie (tutaj niekoniecznie, bieg HQ jest bardzo średnio zaanimowany), ale tutaj akurat z racji tego, że ona walczy na bliższy dystans to chyba nie był dobry wybór. Co zabawne dopiero na sam koniec, pokapowałem się że grając single można sobie zmieniać postacie bez problemu i okazało się że trzeba było wybrać Deadshota on wali z daleka, było szybciej i przejrzyściej. Każdy z bohaterów porusza się na inny sposób, w teorii pomysł fajny, w praktyce przemienia się w kompletnie niewygodny system QTE. Ja tak osobiście zastanawiam się czy w tym Warnerze istnieje jakaś kontrola jakości? Kto dopuścił do sprzedaży looter-shooter, którego replayability jest kompletnie zerowe skoro idea gatunku polega na tym, że grasz w kółko to samo? Szkoda Rocksteady, trylogia Arkham to była wielka rzecz (chociaż dla mnie zawsze był najlepszy ten, którego oni nie zrobili czyli Origins). Reżyserzy i scenarzyści udowadniają, że jeszcze potrafią, cała reszta niekoniecznie, albo to wina góra co kazała im zrobić coś czego nie potrafili. Grę miałem za darmo już nie pamiętam czy od Epic czy od Amazon, na wyprzedażach kosztuje kilkanaście złotych. Całość zajęła mi 14 godzin, co nie jest tak mało w sumie ale tam sporo jest filmików i innych przerywników i tylko dla nich pchałem to do przodu. Jakbym miał grać w samą grę to by pewnie po 2-3 godzinach poleciała z dysku. Wyjątkowi fani uniwersum, powinni spróbować, reszta niekoniecznie.