Pozostałe > Gry wideo

A Plague Tale: Requiem

(1/2) > >>

Death:

(zdjęcie nie jest spoilerem)
Choć jedynka była grą bardzo dobrą i miałem duże oczekiwania względem drugiej, zamykającej historię Amicii i Hugo części, Requiem okazało się o wiele, wiele lepsze niż się spodziewałem. Ale też dużo smutniejsze. Mamy tutaj do czynienia z wbijającym w gracza szpile arcydziełem, które nie potrzebuje żadnego dopowiedzenia. Gry zaczynały jako rozrywka, a doszły przez bardzo mocne The Last of Us 2 do A Plague Tale: Requiem, która jest realistycznym do bólu i nieskończenie dołującym doświadczeniem. To gorzej niż zobaczyć film, bo w grze przez kilkanaście, a może i kilkadziesiąt godzin grasz tymi postaciami i bierzesz udział w strasznych wydarzeniach. A Requiem, które kończy rozpoczętą w Innocence historię przebiło jeszcze u mnie poczuciem beznadziei The Last of Us 2. Jedynka Plagi była grą mniejszą, choć dobrze pomyślaną, ale głównie przemierzaliśmy miasta i wsie, czasem jakiś las. Teraz lokacje są różnorodne i piękne jak Bizancjum w swoim najlepszym okresie. Ale nadal, oprócz jednego rozdziału, który ma otwarty świat, jest grą korytarzową. Każdą miejscówkę można przejść na różne sposoby, co potem będzie miało wpływ na umiejętności Amicii. Można grać agresywnie, można skradać się i omijać przeciwników lub korzystać z alchemii. Obojętnie czy jesteśmy na ulicach w mieście, na rzymskiej arenie, na łące, plaży, pod ziemią, w górach, na wyspie na morzu Śródziemnym, to gra wyciska z PlayStation 5 ostatnie poty. Wszystko wygląda obłędnie. Do tego stopnia, że gramy tylko w 30 klatkach na sekundę. Dla mnie to nie miało jednak znaczenia. Fajne są znajdźki, bo nie jest ich za dużo, a zrobiono je w formie zbierania wspomnień oraz kwiatów i piór, którymi można przyozdobić Amicię i Hugo. Soundtrack jest tak dobry, że nawet teraz go słucham. Zresztą muzyka jeszcze wspomaga grę w dołowaniu osoby, która ma przyjemność (lub nie) poznawać tę mroczną historię. God of War: Ragnarok, który wychodzi za kilkanaście dni będzie musiał wykonać niesamowite fikoły, żeby to przebić. Gra roku. Jedna z najlepszych w jakie grałem. Niezwykle dołujące doświadczenie. Droga przez piekło jak Kanał Wajdy i Aguirre, gniew boży Herzoga. Jedyna gra, na której płakałem. Jakieś 6 razy. 10/10

nori:
Jedynkę skończyłem kiedyś, muszę przyznać, było to dla mnie ogromne zaskoczenie, tytuł który w sumie był niszowy, a okazał się bardzo dobrą gra. Dwójki jeszcze nie kupiłem, ale widzę, że nie ma na co czekać, sporo pozytywnych opinii, i to często podobnych do Twojej, a jedyne minusy, to jakieś technikalia i te słynne już 30 klatek, które akurat nie są dla mnie jakimś problemem.

gashu:
To bardziej skradanka, czy przygodowa gra akcji?

Death:
Hmm... To właśnie zależy od sposobu gry. Ja potrafię przejść większość lokacji skradając się, bo gram drugi raz i różne sposoby grania są mi potrzebne do platyny, ale można też robić rozwałkę. :) To taka gra jakie produkuje Sony czyli trochę przygodówka, trochę dramat, trochę walki, skradania się, są elementy RPG, trochę zagadek, dużo przerywników filmowych. Generalnie gra jest mocno nastawiona na historię.

W pierwszej części trzeba było więcej się skradać, bo bohaterka, którą gramy jeszcze nie była taka doświadczona w walce. To była opowieść o dwójce dzieci w strasznych czasach średniowiecza, które starały się jakość przeżyć. A w dwójce można też do pewnego stopnia robić rozwałkę, bo Amicia i Hugo więcej potrafią, ale przede wszystkim są już zmęczeni, straumatyzowani i bywają naprawdę, naprawdę wkurwieni.

Nie da się grać w Requiem bez Innocence. To jedna historia. Dyptyk stanowi całość historii.

dreamer36:
Platyna z dwójki zrobiona - i muszę przyznać, że chyba była to najbardziej męcząca platyna ze wszystkich jakie mam (pobiła nawet grind w AC Valhalla). Dlaczego?

Otóż przed zagraniem w dwójkę przypomniałem sobie jedynkę i od razu zasiadłem do Reqiuem, żeby nic mi nie umknęło. Dzięki temu miałem ogląd na całość historii i dużo bardziej przywiązałem się do bohaterów. Efekt jest taki, że jak skończyłem grać w dwójkę, siedziałem zatkany... oczy miałem mokre... ręce spocone... serce waliło jak oszalałe... Co tu się wydarzyło? Że już? Tak nagle? WTF!!???

Nie chcę spojlerować, nawet nie chcę kryć spojlerów, bo przez przypadek ktoś mógłby sobie popsuć wrażenia... A te są wręcz niebywałe. Emocje, jakie towarzyszą ostatniemu rozdziałowi są tak rozdmuchane, że w pewnym momencie nie chce się kończyć tej gry, po prostu tego jest za dużo...

I teraz pomyślcie sobie - jak po czymś takim można odpalić NG+? Zaczynać od nowa w sielankowej scenerii i atmosferze podczas, gdy gra uczy Cię mechanik? A Żeby zdobyć platynę trzeba trochę gry powtórzyć (ja potrzebowałem ekstra 6 rozdziałów czyli jakieś 4h). Taka gra nie zasługuje na grind umiejętności, materiałów, szybkie przelecenie na drugi raz kawałka gry... Sama platyna nie jest trudna, tylko emocje towarzyszące zakończeniu są tak mocne, że "dofarmianie" platyny generuje konflikt tego, co na ekranie z tym, co w sercu. I to pomimo, że dałem sobie cały weekend na przetrawienie zakończenia przed podejściem do NG+.

Na koniec chciałem wspomnieć o aspekcie, który w tej grze jest na kosmicznym poziomie - głos Amicii. Aktorka, która użyczyła głosu postaci zasługuje na oskara, albo nawet dwa na raz. Jest fenomenalna - pewnie też dlatego gra ma taki mocny emocjonalny wydźwięk. Jak są sceny wywołujące obrzydzenie, słyszymy jak postać powstrzymuje się, żeby się nie pożygać (przez to nam też się prawie "dźwiga" jak to słyszymy), jak jest scena smutna, to ściska nas w gardle razem z bohaterką. Po prostu rewelacja - żadna gra nie zrobiła tego w taki sposób.

Szkoda, że gra nie była produkcją typowo AAA (wysokobudżetową), przez co poległa na TGA, a wygrała gra do bólu wtórna, w której dodano otwarty świat i uznano to za "nową jakość"...

Polecam wszystkim - dla takich gier warto żyć...

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej