A Requiem, które kończy rozpoczętą w Innocence historię przebiło jeszcze u mnie poczuciem beznadziei The Last of Us 2.Również miałem takie skojarzenie i po czasie zrozumiałem, dlaczego tak odczułem. W TLOU2 dostajemy strzał między oczy bardzo wcześnie, zostając odarci z jakiejkolwiek nadziei, i wszystko to, co dzieje się potem - choć pędzi jeszcze po równi pochyłej - jest tego konsekwencją. W Requiem jest inaczej, punktem przełomowym jest moim zdaniem dopiero rozdział IX ("Opowieści i odkrycia"), w którym na początku eksplorujemy sielankową wyspę, a na końcu zwiedzamy posępne sanktuarium, gdzie zaczynamy szczegółowo poznawać smutną historię pierwszego nosiciela i jego opiekunki.
I teraz pomyślcie sobie - jak po czymś takim można odpalić NG+? Zaczynać od nowa w sielankowej scenerii i atmosferze podczas, gdy gra uczy Cię mechanik? A Żeby zdobyć platynę trzeba trochę gry powtórzyć (ja potrzebowałem ekstra 6 rozdziałów czyli jakieś 4h). Taka gra nie zasługuje na grind umiejętności, materiałów, szybkie przelecenie na drugi raz kawałka gry... Sama platyna nie jest trudna, tylko emocje towarzyszące zakończeniu są tak mocne, że "dofarmianie" platyny generuje konflikt tego, co na ekranie z tym, co w sercu.W punkt. Nie jestem fanem jakichkolwiek NG+, odpalam je tylko na potrzeby platyny. Zawsze jednak mam myśl, że jakoś pójdzie, bo będzie łatwiej. W przypadku Requiem wyjątkowo nie miałem na NG+ ochoty, no bo jak można wrócić do tego wszystkiego, do tej sielanki i beztroski z początku. Grałem, wzdychałem ciężko i co i raz powtarzałem sobie: "kurczę...". Dla zdrowia psychicznego graczy zdecydowanie nie powinno być tu NG+, platyna mogłaby być do zdobycia poprzez wybór rozdziałów.