Ze strachu, że "oni znowu" zarżną jeden z najfajniejszych komiksów w historii podchodziłem do tego filmu jak do jeża, ale w końcu się wybrałem.
Jak dla mnie powinien być o jakieś 10 minut dłuższy żeby dobudować tu i ówdzie nieco głębszych relacji (szczególnie w scenie w której
pod koniec mała Jean odwiedza umysł Xaviera
). Sceny przed domem i w pociągu to albo zbyt nachalny trybut względem oryginalnej trylogii albo smętne kopiuj-wklej. Generalnie tam gdzie robi się epicko jednocześnie robi się paździerzowato. Przed Sophie jeszcze sporo nauki.
Ale poza tym? Jestem mocno zaskoczony i całkiem zbudowany - jak dla mnie to jeden z najlepszych filmów o mutantach. A pomijając "Logan" (bo to w końcu film solowy) to jest to najlepsza produkcja od początku nowego rozdania. Jasne - ma swoje mankamenty (wymieniłem te, które najbardziej rzuciły mi się na oczy), ale ewidentnie widać, że ktoś chciał to zrobić inaczej niż do tej pory. Jest poważniej, jest troszkę bardziej psychologicznie (choć mogli jeszcze docisnąć śruby), jest naprawdę nieźle.
To co najbardziej irytowało mnie przed seansem to fakt odejścia od kosmicznej części tej historii. Tymczasem jej brak to jeden z mocniejszych punktów tego filmu. Im bardziej było kameralnie tym lepiej to wyglądało i lepsze sprawiało wrażenie. Świetnie, że zmarginalizowano
. Jakbym zobaczył
kolejną jego akcję w rytm muzyki z lat 80-tych
to chyba rzuciłbym czymś w ekran na tak ordynarne powtarzanie oklepanego numeru.
Podobno narzekano na Chastain. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Absolutnie mi ta jej odklejona maniera nie przeszkadzała. Co więcej - mały plusik za mrugnięcie okiem do widza i nawiązanie do
.
Szkoda, że z tego filmu nie wyszedł pełnokrwisty thriller quasi psychologiczny (ale rozumiem, że nie było odważnych), szkoda, że to nie dyptyk, ale i tak jak dla mnie to jeden z najlepszych filmów o mutantach. Na pewno lepszy od "The Last Stand" i z wyjątkiem "Logan" wciągający nosem wszystko co powstało po "X-Men 2". Nawet ścieżka dźwiękowa komponowała się na tyle dobrze, że zupełnie nie odczułem braku dotychczasowego motywu przewodniego.
Wielka, wielka szkoda, że Di$ney położył swoje łapy na mutantach, co oznacza zborgizowanie ich do poziomu obecnej sieczki made by MCU.
Gdybym miał szeregować to:
1. "X-Men 2"
2. "X-Men"
3. "Logan"
4. "Dark Phoenix"
Natomiast w niczym nie zmienia to faktu, że nie rozumiem podejścia tego filmu do linii czasowej. Na tyle na ile pamiętam "Days of Future Past" to tam zakończyli to przywróceniem do linii czasowej z pierwszej trylogii. Tymczasem to co się dzieje w "DP" oznacza całkowite zerwanie z pierwszymi filmami (
śmierć Mystique, śmierć Jean
). Nie wspominając już o wieku bohaterów. "X-Men" dzieją się w "niedalekiej przyszłości" od roku 2000. I tam Xavier i Lehnsherr są już dosyć zaawansowani wiekowo. Tymczasem tutaj A.D. 1992 to najwyżej panowie w lekko średnim wieku... Ktoś wie może na jakiej zasadzie to działa? Coś im nie wyszło z liniami czasowymi czy po prostu olali sprawę i niech ciecie od Di$ney`a się z tym teraz bujają?
Tak sobie myślę, że wybiorę się ponownie żeby sobie zwyczajnie jeszcze raz ostatni raz poobcować z "Iksami" od Foxa...
Coś się ewidentnie kończy. Ale obawiam się, że nic się nie zaczyna.

P.S. i Edycja - dobra: dopiero po napisaniu tego zacząłem czytać Wasze przemyślenia (wcześniej siłą rzeczy wolałem uniknąć spoilerów) i teraz kilka spraw się wyjaśniło.