Temu, jak postrzegany jest film "X-men: Dark Phoenix" winni są głównie sami fani, twórcy filmu, jego dystrybutorzy, media, reklama tejże produkcji, społeczeństwo - czyli głównie rdzeń populacji, której ,,ego" nasycono w sposób niezaprzeczalnie wysoki filmami superbohaterskimi ostatnich kilku miesięcy, oraz wymoczkowaci krytycy, którzy nie wiedzą, jak ciężko jest zrealizować tego rodzaju film. Chyba jestem w innym wymiarze, bo odnoszę wrażenie, że krytycy nie rozumieją czym jest Phoenix w świecie Marvela; nie wiedzą, co to znaczy stworzyć film o bohaterce, która walczy z drzemiącą w niej mocą, której nie rozumie; nie wiedzą, jak trudno jest poskładać taki film, by sprostać oczekiwaniom fanów popkultury, ale i zwykłych, pragnących zanurzyć się w realia rozrywki śmiałków. Krytycy filmowi, to dla mnie niezrozumiała profesja. Powinna być podzielona na krytyków dla poszczególnych gatunków i subgatunków filmowych. Przez ich noty ulegamy plugawemu czarowi sugestii, jakbyśmy sami nie umieli ocenić filmu, tylko czekać usilnie na czyjąś notę, która i tak nigdy nie będzie obiektywna. Recenzje potrafią uprzykrzyć życie, a przyszłym oglądającym, którzy nie zdają sobie z tego sprawy, narzucić ich umysłom bezwzględnie podstawę do krytyki tudzież oceny takiego filmu. Obsada aktorska "Dark Phoenix", to bardzo dobra obsada; naprawdę nikogo ,,lepszego" nie dało się tu uwzględnić. Ci artyści więc nie są niczemu winni; tak samo nie zawodzą efekty specjalne, które po trailerach udostępnionych do sieci podkreślają ,,unlimited power" Jean Grey. Wizualizacje graficzne są wręcz cudowne: mrok duszy Jean wplata się w jej niebotyczną potęgę. Jako fanu, który dość intensywnie śledzi starsze i nowe komiksy z różnego spektrum tematycznego, w tym przede wszystkim z domu pomysłów Marvela, ale nie jest ,,komiksowym ortodoksem", lecz sympatykiem odważnie mierzącym się z wszelakimi adaptacjami, jest mi niezwykle przykro, jak z góry potraktowano "X-men: Dark Phoenix". Siła sugestii to najgorsze zjawisko w historii ludzkości. Osobiście całym serduchem kibicuję temu dziełu, nawet nie uwzględniam recenzji w sieci, bo mnie zmysł i doświadczenie fana po prostu boli, gdy się na te recenzenckie narzekania patrzę.