"X-men: Dark Phoenix" byłby wyjątkowo dobrym całościowo, pod każdym względem, filmem, z Nowego Kanonu "X-men", gdyby nie naciski ze strony "Disney'a" i "Marvel Studios". Naciski w tym sensie, że Kinberg prawdopodobnie musiał zrobić ten film w określonym terminie. Presja robiła swoje. Nie wiem, co się działo ,,za kulisami" etapów realizacji "Dark Phoenix" , ale reżyser zapewne miał swój zaplanowany projekt, który został przesunięty. Komuś się nie spodobał jego pomysł, trzeba było zmieniać scenariusz. Potem doszły do tego plany realizacji umów na linii "20th Century Fox" a "Disney". Kinberg musiał szukać rozwiązania, i wyszedł na tym ,,jak Zabłocki na mydle". Wiedział, że kwestią czasu jest ,,wynegocjowanie" współpracy obu Wytwórni, a co za tym idzie re-castingu, czy rebootu drużyny X-menów, lub coś jeszcze dziwniejszego z tym związanego. W "Dark Phoenix" otrzymaliśmy taki konstrukt fabularny, który całościowo był jednym wielkim dysonansem. Biedny Cyborg, którego po prostu nie było; tak samo mało mieliśmy tej odpowiedniej współpracy w grupie Charlesa Xaviera, zawsze będącej wyróżnikiem teamu. Simon Kinberg, mówiąc krótko, miał pod górkę. Ukończenie Sagi X-menów w stylu, jakim oczekiwał było syzyfową pracą. Z każdą kolejną dokrętką do "Dark Phoenix", kolejną zmianą scenariusza, reżyser wtaczał swój głaz po górę, po czym ów głaz staczał się na sam dół. I tak bez końca...
Na tak wysoką ocenę obrazu "X-men: Dark Phoenix", którą dziełu wystawiłem, oprócz tego, co nakreśliłem w postach wyżej, miał wpływ dość znaczny potencjał całej produkcji - moc, którą zbytnio uśpiono i niewykorzystano. Potencjał ten w pełni dostrzegłem, i wiem, że widowisko Kinberga mogło wyglądać bardzo, bardzo i, jeszcze raz bardzo dobrze. Na samą produkcję filmu określony nacisk wywierały także inne czynniki. Może w "Foxie" rządzili źli ,,burżuazyjni biurokraci". Kto wie... Kto wie...
Najlepszym, tym najbardziej wartościowym dla mnie filmem z Nowego Kanonu "X-men" był obraz "X-men: Przeszłość, która nadejdzie" z 2014 roku.