"X-men: Dark Phoenix" nie uważam za film średniawy, zły, czy nawet bardzo zły, patrząc się na ogólną, globalną jego ocenę, jakże adekwatną do oczekiwań fanów i miłośników marvelowskiej myśli komiksowej, którym nie sprostano, i uwzględniając multum składowych, które tworzą każdy film bez względu na jego gatunek. Po obejrzeniu wieńczącego nową sagę X-men obrazu kinowego S.Kinberga - co dla mnie nie było ani czasem straconym, ani straconymi pieniędzmi, gdyż film obejrzałem po raz pierwszy, na płycie Blu-Ray 4k, za którą dałem 140 zł -trzymam się zdania, że "Dark Phoenix" miało bardzo duży potencjał na dobry kinowy produkt, który źle został wykorzystany; Kinberg zrobił film, w którym jako w jednej całości chciał uwydatnić każdą drogę, którą mogła pójść jego fabuła, zaangażowanie postaci i wszystko inne razem wzięte. W konsekwencji podczas uważnego oglądania "Dark Phoenix" odniosłem wrażenie, jakbym był świadkiem multum interpretacji klasycznego wątku Mrocznej Phoenix, ściśniętych w jednym dziele, tak specyficznie zmontowanym, z wynaturzoną linią fabularną od punktu A do punktu B, że dwie godziny, które trwał film odczuwało się, jako coś zbyt krótkiego, jakby był to twór filmowy o długości 80 do 90 minut. Zespół X-menów, sam Magneto i jego świta, oprócz Jean Grey, Charlesa i zmiennokształtnej, nieznanej obcej istoty, pragnącej zawłaszczyć moc Phoenixa, która tkwiła w Jean - do odbudowy swojego świata - byli niczym nieobecni, gdzieś ukryci, zakłopotani aktorzy zbyt dramatycznego widowiska. Z perspektywy całego filmu, z wyjątkiem wybitnej sekwencji jego końcowych scen - od tej z transportem kolejowym począwszy a na scaleniu się Jean z avatarem Phoenixa skończywszy - nie zauważyłem, żeby najważniejsze, flagowe postacie produkcji były w większy, bardziej angażujący sposób tu obecne.
Sophie Turner w roli Jean Grey i w końcowym etapie filmu - w roli prawie że bytu Phoenixa, dała z siebie tyle, na ile pozwolił jej reżyser. Samą aparycją Jean potrafiła hipnotyzować; oj, i to jak! Ujęcia obiektywu z bliskiego planu pokazujące jej wewnętrzny egzystencjalny bunt i wzrastającą moc, na które nałożono efekty specjalne podkreślające rozdzierającą ją, a raczej płonącą w niej gargantuiczną moc, były niesamowicie dobre, w punkt wytłuszczając nie dającą się kategoryzować w normalny sposób potęgę Jean. Dla Sophie Turner w filmie Kinberga potrzeba było więcej wyrażania emocjonalnego gniewu, niż rozciągniętej dramatycznej farsy. Odczuć potęgę pozwalającą spalić świat w ogniu zemsty - taką Sophie chciałem ujrzeć w "X-men: Dark Phoenix", jednak ostatecznie wyszło neutralnie, z przesunięciem w kierunku pozytywnym wartościom dla tej postaci, jak i dla całego filmu. Efekty specjalne w 4 obrazie z nowej serii kinowych "X-men" nie zawiodły; ach w 4K na ekranie 65 calowego telewizora z matrycą OLED wyglądały one hiper-naturalnie, jak z innego wymiaru. Wyjątek od reguły, to fatalne ,,odzienie" drużyny X-menów. Jak na ironię w "Dark Phoenix" zabrakło tej potrzebnej mnogości wizualizacji graficznych, które wdrożyłyby więcej dynamiki do struktury filmu - ale takich wizualizacji, które wraz z fabułą wspólnie dość dobrze opowiedziałyby film.
Ostatecznie "X-men: Dark Phoenix" oceniam w skali wartości na: 6,5/10