George Lucas, wszechojciec Gwiezdnych Wojen, pra-stwórca nowoczesnej otwartej filmowej idei fantastyki naukowej sądzę, iż czym prędzej powinien wrócić za stery wielkiego, przepastnego ,,superniszczyciela Imperium galaktycznej rozrywki", jakim jest Lucasfilm Ltd. Zastępując Kathleen Kennedy na stanowisku, które... jest jego i było jego, ba, będzie po wsze czasy, wprowadziłby nieco ,,poprawek" (mało powiedziane w tym względzie!) w zarządzaniu zasobami i dobrami tej korporacji, którą wraz z nastaniem lat 70-tych (1971 rok), założył, jako skromny marzyciel filmowy z Modesto w Kalifornii. I nie mówię tu, że Kennedy nie zna się na swojej robocie; jest to arcy-odpowiedzialna praca, a sprawdza się ona w tej roli dość dobrze, jednak czegoś "Lucasfilmu" przy jej sterach i pozycji brakuje.
Star wars ma się tak do scifi jak piernik do wiatraka. Nigdy nie zestawiałbym Star Wars z Blader Runnerem i Matrixem.
Philip K. Dick robi fikołki w grobie, za każdym razem kiedy sw ktoś nazywa naukowym.
Midichlorany też nagle ze star wars nie zrobiły poważnego scifi, bo razem z nimi mamy takie kwiatki jak śmierć od złamanego serca.
Nie ujmując też Lucasowi, tajemnicą poliszynela jest, że jego pomysły to amalgamat różnych innych dzieł. Na czele z Diuną Franka Herberta, kosmiczną częścią twórczości Jacka Kirby z "New Gods". Praojciec
No i o co chodzi z tym nasilającym się w sieci nawoływaniem o powrót Lucasa? To, ze Kennedy nie ogarnia nie znaczy, że nagle wyczyny Lucasa z prequeli urastają do rangi wybitnych dzieł. Lucas traktuje aktorów jak instrumenty, które mają fajnie wyglądać na zielonym tle. W prequlach razi po oczach brak koordynacji z aktorami. Neeson i Mcgregor dawali z siebie co mogli i to tylko dlatego, że ciągnęli to na swoim aktorstwie, a nie sztuczkach Lucasa.
Ja już swoje powiedziałem. Lucas miał swój czas, kandydaci w postaci marionetkowych twórców Disneya też. Ja chciałbym dla odmiany dobrego reżysera.
Lucas może wrócić jako koordynator, taki uszanowany Kevin Feige sw, ale nie główny reżyser. Już trzy raz wydziałem jak wyglądają star wars, kiedy Lucas ma pełnie władzy i podziękuje, więcej nie chcę.
Nie mówię też, że to były aż tak złe filmy. Wyżej wspominania dwójka aktorów, rozmach scen bitewnych, ścieżka Wiliamsa, efekciarskie, fajne walki, ale to już na granicy, bo czasem robi się z tego jakiś dragon ball, co mi nie pasuje do sw. Tylko, że to też nie są wybitne dzieła jak głoszą niektórzy w sieci. Takie wytwory nie mają szans na wydobycie ze star wars tej magii jaką pierwotnie ta seria miała. W cudowny ratunek ze strony Lucasa nie wierzę.
Czytałem o koncepcie Lucasa na trylogię sequeli i nie mam pojęcia co on ma z tym mikrobami w świecie sw.
- Kolejne trzy filmy miały wejść w świat mikrobiotyczny. Istnieje taki świat istot, które żyją na innej zasadzie niż my. Nazywam je Whillsami. Whillsowie kontrolują wszechświat. Karmią się Mocą. Gdybym nie sprzedał firmy, nakręciłbym to. Oczywiście wielu fanów nienawidziłoby tego, tak jak Mrocznego Widma, ale przynajmniej cała historia byłaby opowiedziana od początku do końca.
Nie wiem, czemu tych pomysłów nie przekuł na nową serię, ale wiem jedno tylko tymi mitochondriami pokaleczył prequele. Nijak to nie pasuje do sw.