Miałem życzliwy stosunek do Filoniego przy CW. Jakie było takie było, ale robiło swoja robotę. Ale niestety w live action te elementy nie działają. Co więcej, sprawiają, że te produkcje live action sa mniej "stawarsowe" niż CW. Taki paradoks. Oczywiście jest więcej czynników, które na to wpływają. Innym jest muzyka, która jest jednym ze środków mającym tym serialom nadać inny angle. Mando westernowy, Fett trochę bliskowschodni. I wszytsko fajnie, tylko, że cała reszta, cały setup, lokacje, etc sa dokładnie takie same jak w OT i miałem cały czas pewien dysonans poznawczy. I niestety praktycznie do końca mi to nie zagrało. Czyli po raz kolejny zabrakło jaj pani KK, żeby zrobi coś naprawde innego, coś co wykracza poza zmianę muzyczki.
BTW, BOBF skończyłem dziś i po ostatnich trzech odcinkach jestem po prostu w szoku, jak można zrobic coś tak złego. Ale najważniejsze, że jeden odcinek wyreżyserowała KOBIETA (która wcześniej nie wyrezyserowała ... nic). Do tego Filoni, który jeśli chodzi o live action, nie wyreżyserował praktycznie... nic, oraz Rodrigez... co widać, słychać i czuć. A wszystko napisał Favreau, który dał juz 20 dowodów, że jest tragicznym scenarzystą. No ale widać za mało.
Został mi Obi-Wan. Tak wiem...