Na wici Mocy spajające Galaktykę i przez nią przepływające! Ten zbiór krzykliwych słów, ów mój słowotok, ma tu sens. A dlaczego? Ha! Bo taka jest moja reakcja na finał serialu (nie sądzę, żeby był drugi sezon, dlatego używam określenia ,,serialu") "The Book of Boba Fett". I nie był to ani smutny, ani szczęśliwy, ani rozczarowujący i super-hiper-duper zachwycający finisz 7-mio odcinkowego produktu disneyowskich gwiezdnowojennych wojaży. Po prostu, było tak samo zajebiście w górne granice odlotu, ale i tak samo mindfuckowo pokroju: ,,że o co tu chodzi?!". Może powiem inaczej: cały serial ocenię na: 8/10, ale ichniejszego finalnego epizodu nie mógłbym poddać jakiejkolwiek krytyce - czyli odcinek do tak zwanego ,,przetrawienia" na później.
To kupiło mnie na milion procent! Ależ poszło ciepło na serducho, choć było to fabularnie lekko infantylne:
"The Book of Boba Fett", jak pisałem wyżej, nie powinno wykraczać poza ten sezon, który dostało obecnie - po prostu bez żadnych nie wiadomo jakich kontynuacji. Wtedy zrozumiałe staje się kontynuowanie "The Mandalorian" z dżylionem sezonów do realizacji w przód; ten twór mógłby być jądrem wokół, którego owinie się założenie fabularne starwarsowego Filoniversum w opcji live action, z którego można by czerpać garściami: od pomysłów na kreacje postaci, wątki, crossovery etc. Gawiedź fanów musi zdać sobie sprawę, że materiału źródłowego Nowy Kanon Star Wars ma ogrom i jeszcze, jeszcze więcej - dla produkcji od Disneya Legendy mają co nieco w zapasie, a sama Klasyka Filmowa, a co dopiero Nowa Trylogia Abramsa i gry video?! (pokroić dałbym się na kawałeczki o to, że Cal Kestis pojawi się w którymś momencie w jakimś serialu Filoniego i Favreau; okazji będzie multum! Po sposobie budowy serialu o Bobie, i tego jak wyglądał on narracyjnie, wszystko wskazuje na kroki tych twórców w tym właśnie kierunku... No to może Ezra?). Nie wspomnę o uszanowanko aktualnym Kanonie książkowo-komiksowym, który powstaje prężnie i szybko, jak świeże pączusie o 5.00 rano w piekarni. W końcu i Snoke, członkowie zakonu Ren się gdzieś pojawią. Szykuje się nam gwiezdnowojenne MCU?! Ale z jaką jakością ogólną, z jaką akceptacją przez społeczność fanów?
StageCraft i inne technologie najlepszego sortu stosowane w kinematografii i używane w przypadku "The Book of Boba Fett", w finałowym odcinku serialu wypadły bardzo płynnie: od ostrości barw, konturów i sam detal; choć reżyser odcinka jakby nie za bardzo wiedział, jak pokierować kamery i pokombinować z ujęciami i planami filmowymi. StageCraft ograniczający przestrzeń?