Po sukcesie Mando i wysypie zapowiedzi seriali sw, nachodzą myśli czy to będzie początek lepszego czy koniec dobrego.
Mam nadzieję, że seriale nie zostaną prowadzone "kreatywną" drogą podobną do tej z najnowszej, kinowej trylogii. Występ wiadomej postaci w finale 2 sezonu Mando cieszy, ale też jednak ostrzegawczo zapala mi się czerwona lampka. Nie chcę, żeby SW w formacie serialowym stało się kolejnym festiwalem fanserwisu, bo czarno na białym widać, że Disneya znów kusi droga łatwego szafowania tym co znane przez fanów z minimalnym wprowadzaniem nowości.
Serial o Ashoce, Obi-wanie, postaci z Rouge one, powrót Christensena. Czuje nawet zmianę kursu u fanów preuqeli, którzy twardo bronili świeżości wizji Lucasa analogicznie atakując Disneya i Kennedy. Disney stara się puszczać oczko, zaskarbiać sympatię już nie tylko sympatyków ot. Niby cieszy, że Disney zaczyna odpuszczać usilne ignorowanie prequeli jakie by one nie były, ale zwyczajnie budzi to obawy do kolejnego festiwalu fanserwisu ale tym razem nie do ot, ale dla różnicy do ot i pt.
Podjarki powrotem Christensena nie czuje, ale jestem ciekaw co z tego wyniknie. Chłop ma szansę wykazać, że nie jest dziadowskim aktorem, a wszelki cringe w filmowych sw to bardziej wina dziwnych dialogów Lucasa, bo żadną tajemnicą nie jest, że gość jest lepszy w pisaniu lore niż właściwych scenariuszy. Chociaż wydaje się, że za dużo tam do gry mieć nie będzie, ot parę retrospekcji. No i jednak szału na pewno nie będzie, bo już taki Mcgregor wyciąga z tych filmów co tylko się da, a Christnesen aktorsko obok niego nawet nie stoi.
Ciągle czekam aż Disney przestanie gwałcić pierdolety Lucasa i zrobi jakiś odważniejszy projekt. Marzenie to "Old Repulbic" ale nie pogardziłbym też czymś pokroju trylogii Dartha Bane'a. Może "księga Bobba Feety" da nam bardziej brutalną, szorstką wizję półświatka.