Oczywiście, że to jest tragicznie pisane. Ep. VII to prymitywne kopiuj wklej z Ep. IV i o ile to jest nudne i do bólu bezpieczne o tyle jeszcze jakoś się trzyma prosto. Ep. VIII to cokolwiek strachliwa próba gładzenia różnych rzeczy i przede wszystkim próba tonowania nastrojów pod dyktando fandomu + kolejne głupoty (przecież oni z Rebelii, która była organizacją stricte militarną zrobili jakiś femi konwent - te narady mogłyby się odbywać w saloniku przy herbatce). Natomiast Ep. IX? To jest już całkowita scenariuszowa panika, bo "tfurcy" zrozumieli, że w Ep. VIII zupełnie im się środek historii posypał i tak naprawdę nic nie mają do zaproponowania w finale. W zw. z tym mamy zwrot o 180 stopni i wyciąganie
z naftaliny, bo bez tego kretyńskiego "somehow" oni nie mieli już nic do zaoferowania. A owo debilne "somehow" próbowali przykryć bombastycznymi liczbami statków kosmicznych i wyolbrzymieniem wszystkiego poza granice choćby szczątkowego zdrowego rozsądku. Z efektem żałosnym, bo - jak to ktoś gdzieś trafnie podsumował -
będąca ikoną ruchu oporu Leia nie była w stanie nikogo do niczego zmobilizować natomiast jak ziomek Lando wyskoczył na chwilę poza kadr to się zaraz okazało, że pół galaktyki wisi mu przysługi, które ten po kantynach migiem czy innym X-Wingiem pozbierał i już mamy gigantyczną zbieraninę, tzn. flotę Rebelia 2.0.
No przecież to jest żenująco słabe...
A co do tej zgodności z charakterem: Rey nie ma charakteru, z Poe na koniec zrobili takiego cokolwiek płaczka a Kylo jak był od początku emo tak jako emo skończył. No i ten wege Luke...
Bida Panie.