"Titans" ze swym drugim sezonem powoli zbliża się do 3/4 realizacji wszystkich epizodów. 9 rozdział, bo wyjątkowy charakter serialu każe nam zamiast nazewnictwa ,,odcinek", czy ,,epizod" stosować dla całej produkcji określenie ,,rozdział", potwierdził specyfikę "Titans". Dramatyczny, smętny wydźwięk serialu nie zamyka się w klasycznych ramach dramatu, nagłego przygnębiającego zwrotu akcji, jak w klasycznych serialach superbohaterskich. "Titans" wręcz przeziera tą niejasną dramaturgią, atmosferą lęku i niepokoju oraz zagrożenia, udzielającą się każdemu z Tytanów. Zdaje się, że precyzja w konstruowaniu fabuły drugiej serii widowiska, gdzieś ulatuje. Możliwe, że tak po prostu ma być, że wątek każdego z bohaterów z osobna miał być tak samo istotny, tak samo opowiedziany, jak centralna oś fabuły drugiego sezonu, choć i w tym przypadku mam problem z określeniem, co tą ,,centralną" osią jest. Czy ma to być zebranie tylu bohaterów, aby w końcu "Tytani" zaczęli działać, jako pełnoprawna drużyna? I dopiero po zebraniu się w okazałym składzie rozprawić się z tym prawdziwym złem, które światu i Tytanom zagraża? Po dziewiątym, jakże dziwnie skonstruowanym - pięknym w swym chaosie, bo zwroty akcji dały się tu we znaki - rozdziale drugiego sezonu serialu, można odważnie założyć, że głównym złem, z którymi Tytani będą się mierzyć... będą oni sami. Wykopali sobie dół w który powoli wpadają. Dick i Slade podpisali niepisaną umowę, jakby wiązaną przez sam honor, na mocy której Deathstroke zostawi Tytanów w spokoju, jeśli Dick nigdy więcej nie złączy drużyny w sprawnie funkcjonującą ekipę. Po ostatniej scenie rozdziału, i po awanturze z Superboyem, chyba będzie inaczej. Jak to się mówi, będą krew, pot i łzy! Rozdział dziewiąty drugiej serii "Titans" oceniam na: 8/10!