Na tym właśnie moim skromnym zdaniem polega problem z Tolkienem. Stworzył on ogromny świat, z ciekawą mitologią, ale niemalże przeraźliwie pusty, po którym hula emocjonalny wiatr. Jego bohaterowie to w zasadzie imiona, którym trudno przypisać osobowości. Jego fabuła przypomina bardziej opisy z sag niż powieść. Bierzmy pod uwagę jego wykształcenie i idącą wraz z nim manierę.
Zresztą. Wziąłem do ręki drugi i trzeci tom Władcy.
W drugim śmierć Boromira ma miejsce praktycznie poza kadrem. W trzecim bitwa na Polach Pelennoru to właśnie taki kronikarski niemal tekst rodem z Iliady/sag nordyckich. Czyta się to niczym gazetową relację z meczu. Życia w tym nie ma.
A Sapkowski?
Uwaga - spoileryBrenna to najlepszy opis średniowiecznej bitwy jaki miałem przyjemność czytać. Ciri na arenie to jedna z najbardziej poruszających scen z jaką miałem do czynienia w literaturze (pod względem emocjonalnym przebija ją jedynie "Quo Vadis"). AS potrafił nawet z założenia kronikarski wypis z dziejów Kovir i Powiss przedstawić w taki sposób, że jako człowiek siedzący w historii mogłem jedynie kiwać z uznaniem głową, bo raz że to było zrobione ze znawstwem a dwa przedstawione to zostało w taki sposób, że człowiek wykład z historii fikcyjnych państw czytał niczym żyjące własnym życiem mini opowiadanie. Zupełnie poboczna scena z nilfgaardzkim kwatermistrzem przeliczającym oddziały na gotówkę, będącą niczym innym jak popisówką robi wrażenie w kontekście wojennym tak jakby była opisem starcia.
Saga wiedźmińska to jest literacki majstersztyk m.in. ze względu na wiedzę jaką Sapkowski zawarł w tym było nie było cyklu fantasy. To jest właśnie to co Tolkienowi się nie udało - ubranie wiedzy akademickiej w finezyjną literaturę. Sagi nordyckie? Są. Mity arturiańskie? Są. Coś na kształt słowiańskiego bestiariusza? Jest. I więcej. Nawiązania do historii średniowiecznej Walii przeplatają się z tymi do IIWW. I jedne i drugie są równie naturalne. Nic tam nie wydaje się być sztuczne i wsadzone na siłę. Co więcej. Używanie terminów rodem z operacji Barbarossa tylko podkreśla nilfgaardzką potęgę militarną. Człowiek widzi sformułowanie "Grupa Armii Środek" i instynktownie czuje ciężar gatunkowy tej inwazji. To po prostu działa.
Nie przeszkadzają nawet nazwy własne wzięte prosto z mapy czy encyklopedii. Takie meta żarciki.
Jedyne co mi momentami nie brzmi to niektóre rozmowy. Raz czy drugi (np. w przypadku rozmowy Geralta z F. Artevelde) dialog brzmi tak naprawdę jak podzielony na dwie postacie monolog a wiedźmin (mimo, że oczytany i bywały) cokolwiek przeszarżowuje ze swoim obyciem "filozoficznym".
Ale jeżeli porównać sagę wiedźmińską do późniejszej trylogii husyckiej to jakikolwiek delikatny zgrzyt w sadze to muzyka w porównaniu ze zdecydowanie przyciężkawą i przesadzoną fabułą trylogii.
Także nazwij mnie fanboyem, ale lepszej fantastyki nie czytałem. I nie spodziewam się przeczytać.
W Wiedźminie zagrało praktycznie wszystko.
Nawet jeżeli człowiek do dzisiaj zadaje sobie pytanie co wiedźmin zrobił z naszyjnikiem od Calanthe...
Eee... tego... sorry za OT?