w sposób bardzo dziwny, że tak powiem ,,wyorał mi fanowską mózgownicę, przeorał moje pomysły i prywatne przewidywania na to, jak się sezon zakończy". Seria druga finiszowała tak dynamicznie, tak nieprzewidywalnie, co kurnia balans wprawiło mnie w nie lada entuzjazm. Bo weźmy na to nawet ten ,,akt śmierci" (nie mam pojęcia czy ta bohaterka przeżyła, czy nie - zapewnienia Homelandera do ludu Ameryki raz się sprawdzają a raz nie) Stormfront, którą zmasakrował ekstrakcją swych nieokreślonych potężnych mocy syn ,,Homiego" i żony Rzeźnika. Stormfront, która po takim potraktowaniu przez młodzieńca wyglądała wypisz wymaluj... jak Anakin Skywalker/Vader po konfrontacji z Kenobim na Mustafar w jednej z ostatnich scen filmu "Star Wars: Episode III: Revenge of the Sith". Przypadek? Czy taką kreacją Stormfront w odniesieniu o którym piszę, cały tabun twórców pracujących przy "The Boys" chciał ,,mrugnąć okiem" do fanów Uniwersum Gwiezdnych Wojen? Co to oznaczało? Wyglądająca jak przypalona pizza anty-bohaterką/Superłotrzyni, to było coś przemyślanego i konkretnego czy był to jedynie czysty przypadek, ot tak wymyślony przez scenarzystów i zamieniony w efekt finalny przez charakteryzatorów i specjalistów od VFX?
P.S. Po ostatnim kadrze wręcz finału drugiego sezonu "The Boys", nie ma to tamto, nie mogę się doczekać tego jak w sezonie 3 wybrzmi konstrukcja wątku rozbitego, rozdartego i skonfilktowanego ze sobą (w głębi również ze wszystkimi) Homelandera. Damn it, nie można być p**** i trzeba startować z serią no.3!