Pora, żebym i ja dorzucił swoje pięć groszy.
Nigdy nie byłem jakimś ogromnym fanem eSa , ale od początków przygody z DC respektowałem go jako ikonicznego herosa, członka JL, później poznałem co bardziej cenione komiksy z Supkiem jak "Czerwony Syn, "All Star Superman" czy "Superman na wszystkie pory roku". Wieść, że Gunn będzie robił film o Kal-Elu rozbudziła jednak nadzieję na przynajmniej dobry film, bo zwyczajnie cenię gościa za jego interpretacje kina komiksowego. Trylogię GOTG zwyczajnie lubię, vol 2 co prawda podchodzi mi najmniej z trylogii, ale 3 to był imo ostatni naprawdę dobry film post Endgame bez odwoływania się do ciągłego fanserwisu- casus ostatniego Spider-mana, Deadpool and Wolverine czy Strange'a2. Squad z 2021 to mój ulubiony film z ery post Snyderowskiej, kiedy Warner po prostu rzucał pomysły na filmy już bez jakiejś większej spiny na łączone uniwersa i było wiadomo, że na 90% żadnego JL2 Snydera nie będzie.
Co już do samego filmu, to też nie są to wrażenie na „gorąco”, bo seans zaliczyłem w niedzielę i od tamtego czasu ten film sobie musiałem przetrawić.
Konstrukcja filmu od początku wygląda jakbyśmy wzięli z półki losowy zeszyt Action comics i zaczęli sobie czytać, o której z przygód Supka bez znajomości tony innych zeszytów... i o dziwo ogarniamy, bo zeszyt jest sprawnie napisany. Film zwyczajnie szanuje czas widzów i nie robi rzeczy, o których pisałem już wyżej parę dni temu. Geneza? A po co, skoro tą znają nawet najwięksi laicy komiksowi. Wyjaśnianie mocy eSa też jest kompletnie zbędne, toć każdy kojarzy przynajmniej umiejętność latania, laser w oczach czy nadludzką siłę.
Zabieg zresztą nie jest żadnym novum w filmach DC, bo dokładnie taki sam wykorzystał Batman z 2021. Tam był monolog bohatera wyjaśniający króciutko co i jak, tutaj mamy krótkie napisy wprowadzające.
Zostajemy wrzuceni do świata z ustanowionymi już regułami i postaciami, z tym że, one będą po prostu stopniowo odkrywać się przed widzem. No i cały ten świat i bohaterowie są przesiąknięci kolorami, kampowością, dużo tutaj sięgania, po co bardziej przegięte motywy z komiksów, czyli styl Gunna w całej okazałości. Mnie to w pełni kupuje, ba poza gackami Nolana i tym nowszym z Pattisonem to nigdy nie byłem fanem umraczniania DC w kinie. Film obranym tonem strasznie mi się kojarzy z takimi rzeczami od DC jak kreskówkowy Superman TAS- film wręcz emanuje stylem tamtej baji- co bardziej optymistycznymi, wręcz przesiąkniętymi idealizmem pozycjami komiksowymi jak "New Frontier, wcześniej wspomniany "All Star Superman", czy kultowymi Supkami z Reevem.
Niektórzy będa kręcić nosem i zarzucać Marvelizację, a mnie cieszy obrany kierunek bezwstydnie pokazujący kolrowoą stronę DC. W ogóle sporo tutaj uroczej naiwności, niewinności części postaci, ktoś zbyt cyniczny tego nie przetrawi i uzna za głupie, ale bardziej otwarte na tę konwencję osoby po prostu wezmą ją sobię z całym dobrem inwentarza.
Aktorsko jest naprawdę solidnie, bo z jednej strony Hoult robi co może ze swoją kreacją Luthora, nie są to w żadnym razie jakieś wyżyny aktorstwa, ale facet po prostu wkłada solidną robotę, tworząc wizerunek przesiąkniętego obsesją miliardera. Brosnahan daje radę, w końcu dostaliśmy zadziorną Lois, która nie boi się mieć sprzecznych poglądów z Kentem, co świetnie pokazuje naprawdę świetna scena wywiadu z Supermanem. Jimmy Olsen... no po prostu tutaj jest, ciężko mi coś powiedzieć więcej o postaci, która w większości sprowadza się do jakiegoś absurdalnego wątku humorystycznego w relacjach damsko-męskich, chociaż pod koniec filmu widać tam jakąś mikro zmianę w tej postaci. Drugoplanowi herosi, o których było wiadomo, ze się pojawią, nie wprowadzają chaosu. Bardzo mi się podoba, że oni tam zwyczajnie są, nie ma jakiś super napompowanego „zwiastowania” tych postaci- na Ciebie patrzę Snyder i twój montaż z nagraniami metaludzi na bodajże laptopie Batmana w "Batman v Superman".
Najbardziej mi przypadł do gustu Mr Terrific, gość dostał najlepszy kostium, jaki mogli mu dać z tym komiksowym image, naprawdę jedną świetną scenę akcji w bardzo stylu guuna i zwyczajnie aktor fajnie niesie rolę, jest przy tym tą poważną postacią filmie wprowadzającą urozmaicenie. Hawkgirl zdecydowanie za mało, żeby coś teraz orzec, Gardner jest odpowiednio bucowaty, przy tym jednak wzbudza pewną sympatię. No i oczywiście Methamprho- bo Gunn nie byłby sobą, gdyby nawet do filmu o Supermanie nie wrzucił jakiejś trzecioligowej postaci- ten wiążę się z bardzo kolorowymi wizualnie efektami. Segment fabularny powiązany z jego postacią jest wypchany toną fantastycznych rozwiązań kolorystycznych, bardzo podobnych do tego, co robił Guun na początku GOTG vol 2.
Intencjonalnie zostawiłem sobie przy ocenie aktorów Supermana na końcu. No jak to jest z tym Superchłopem? Corenswet miał ciężkie zadanie, bo dla wielu Cavill był wizualnie idealnym Supkiem. To jest ten komiksowy przepełniony nadzieją, optymizmem i ludzkim pierwiastkiem Superman. Bardzo podobały mi się interakcje z rodzicami- których niestety jest w tym filmie stanowczo za mało- szczególnie rozmowa z papą Kentem. Przy czym Superman nie jest też gościem niezmagającym się z mentalnymi trudnościami, bo film rzuca mu kłody pod nogi w związku z jego trochę przemodelowanym kryptońskim przeznaczeniem. To Superman, który nie chce zabijać kaiju, a woli szukać rozwiązanie na unieszkodliwienie istoty bez środków ostatecznych, to Superman, który ocali każde nawet najmniejsze życie i co prawda nie ma tutaj dosłownego ściągania kotków z drzew, ale są sekwencje bardzo w duchu czegoś podobnego. Podsumowanie Supka jako pewnej wariacji punka buntującego się przeciwko zastanemu porządkowi świata, gdzie pierwsze skrzypce gra wyrachowanie, interesowność i egocentryzm jest naprawdę świeżym w materii filmów i interesującym przedstawieniem tej postaci.
Nie podobało mi się z ta osłabienie, wręcz znerfienie postaci Supka, zabieg tak częsty w kinie komiksowym w odniesieniu do pierwowzorów, gdzie najbardziej poszkodowanym jest Hulk w MCU. Supek często zbiera tutaj baty i jestem świadom, że podobny zabieg stosowano wcześniej choćby we wspominanym przeze mnie TASie, jestem świadom, że Gunn nie chciał pokazać wszechmocnego herosa, któremu wszystko przychodzi z łatwością, jednak przy takiej postaci aż się prosi jednak o większy pokaz możliwości. Dlatego przy tych scenach
gdzie Supek rozprawia się laserem z oczu z legionem raptorów Luthora, czy eliminuje Inżynierkę czułem autentyczną radochę.
No i jest jeszcze Krypto bęacy po prostu sympatycznym, typowym zwierzakiem Gunna. Psiak ani mnie nie wkurzał, ani nie zachwycał, ale
scena poturbowania Luthora przez Krypto w finale to przyjemne nawiązanie do "puny god" z pierwszych Avengers.
Muzycznie niestety nie zapamiętałem dużo, muzyka tutaj bardziej współgra z tym, co się dzieje na ekranie. Najlepszy z tego wszystkiego był utwór Iggy'ego Popa zaraz na końcu filmu. Humor jest jak tu u Gunna, ale mam wrażenie, że przy Supku trochę się hamował z uwagi na wagę tej postaci, jasne jest sporo lekkości, ale nie można tego mylić z typowymi gagami.
Nie mógłbym też nie wspomnieć, że to pierwszy film superhero, od bardzo dawna, który potrafi wzruszyć. Może łatwo się łapie na takie chwyty, jakie ten film stosuje, ale jeżeli film o chłopie w majtach na spodniach potrafi emocjonalnie działać na starego konia po 30, to moim zdaniem udowadnia, że obraz spełnia swoje zadanie i budzi w człowieku wewnętrzne dziecko.
Kurde Guun to ciekawy przypadek, bo chłop nakręcił już piąty film komiksowy w karierze, znów dowiózł, zrobił sobie znów bezwstydnie kampowy, kolorowy, trochę absurdalny film super-hero i nic sobie nie robi z krytyków obranej konwencji, którzy wolą bardziej przyziemne podejście ala Nolan. Ja tam chłopa szanuje za to, że trzyma się konsekwentnie obranego stylu. Przy tym jeszcze nie jest to przypadek Waititiego, który zrobił jeden udany film- vide Ragnarok, by zaraz przy drugim przegiąć pałę i wywalić się na gębę w sposób spektakularny. Najwyższa pora nadrobić "Creature Commandos".
Podsumowując, film jest sporo lepszy od wielu ostatnich produkcji MCU na czele z Thunderoblstami, a już z palcem w tyłku zjada ostatniego Thora, Marvels czy Quantomanię.
Chciałbym, żeby szala zainteresowania kinowym superhero bardziej leżała teraz po stronie DC, bo Marvel już zrobił to, co zrobić miał, a pikująca w dół jakość produkcji z ostatnich paru lat uwydatnia problemy, które zżerają to studio.
Na koniec obrazek świetnie wpasowujący się w odczucia po filmie
