Peacemaker to taki suplement po Supermanie. Nie mamy tu żadnego rozwoju świata DC o nowe gałęzie, a jedynie zabrano na scenę po raz kolejny tych samych aktorów i kazano skakać im w inny sposób. Najlepiej napisaną postacią przez Guna okazał się... Rick Flag. Jest to taki odpowiednik agenta Coulsona z MCU, czyli postać, która pojawia się w każdym projekcie i ma jakąś niewielką rolę na tyłach. I właśnie Rick Flag jest przedstawiony jako prostaczek, który miał szczęście i przebił się na sam szczyt organizacji. Facet, który ma iluzję tego, że ma władzę, a nieświadomie realizuje interesy innych stron.
Szkoda mi tej panny Cyborg, bo po cichu liczyłem, że to taka seks-zabawka zainstalowana przez Waller, mająca mieć oko na Ricka, a niestety nic takiego się nie stało.
Wadą Gunna jest również, że ma słabość do looserów i za bardzo na nich stawia. Marka Checkmate jako firma bandy przegrywów to według mnie zmarnowany potencjał. To miała być tajna organizacja szpiegowska, kierowana przez Waller, a wyszła nam kolejna kolorowanka.
Jedyny plus z wątkiem więzienia. Świetny punkt zaczepienia do wykorzystania w następnych produkcjach. Jednak w scenach otwierania drzwi widzę zmarnowany potencjał - chciałoby się zobaczyć jakieś inne światy (dobre miejsce na fanbazę), a mieliśmy słodkie stworki zjadające mordki. Po prostu koncertowo niewykorzystany potencjał.