moim zdaniem jest to najsłabszy a zarazem najgłupszy film jaki wyszedł spod znaku MCU. Nie będę oceniał humoru w tym filmie, bo temat ten był już tutaj wałkowany, natomiast fabularnie ten film to totalna nędza. Po pierwsze: w filmie występuje szef największej i najbardziej wpływowej organizacji szpiegowskiej na świecie odpowiedzialnej za ogólnoświatowe bezpieczeństwo. Okazuje się, że do Fury'ego przychodzi gostek, który tworzy iluzje, mówi, że jest z innego wymiaru i to wystarczy by nawiązać współpracę? On i jego historia nie są przez nikogo sprawdzane? Jeśli tak działa największa organizacja wywiadowcza, to czas na emeryturę panie Fury - widać wraz z okiem stracił jakąś część mózgu. Nie rozumiem też jak się do tego wszystkiego mają Skrulle. W Kapitan Marvel zostali przedstawieni zupełnie inaczej i teraz wydaję mi się taką przewrotką na siłę, chyba że...Fury poprosił, żeby go podmienili, nie wiem. Po drugie: zupełnie nie rozumiem wrzucenia do tego filmu aż czterech kostiumów Spider-Mana (łącznie z amatorskim strojem pięciu). Uzasadnienie fabularne użycia czarnego stroju rozbrajające do bólu: nie chcesz, żeby koledzy cię rozpoznali, dostaniesz nowy kostium. Kurde - normalnie po tym czarnym kostiumie z pewnością nikt nie rozpozna, że to Spider-Man. Przypomniało mi się kultowe "Allo, allo", gdzie w każdym odcinku jeden z bohaterów pełnił rolę dostawcy Ruchu Oporu udając a to sprzedawcę kabaczków, a to kataryniarza itd. Mimo, że każdy wiedział, że to on zawsze rzucał pod nosem tekstem "To ja, Leclerc" i uchylał okulary. Druga część filmu jest lepsza, ale nie zmienia to faktu, że się wynudziłem z niecierpliwością czekałem końca. Wielki plus za Jamesona z trylogii Raimiego, bo aktor stworzony do tej roli, natomiast samo ujawnienie tożsamości Spider-Mana...cóż w tym ekscytującego? Przecież łatwo to można odkręcić na jednej konferencji prasowej SHIELD albo Avengers. Jak dla mnie mocno odgrzewany kotlet, po którym można się zatruć. Moja ocena to 3/10.