Zamiast cieszyć się z faktu, że dostaliśmy jeden z najbardziej wartościowych filmów z podwórka Uniwersum Superheroes "WB/DC" w ciągu ostatnich lat, który swym fenomenalnym połączeniem gatunku, nietuzinkowej gry aktorskiej: angaż młodzieży został tak wybornie wykorzystany, że film oglądało się dość specyficznie, łapiąc każdą zmianę atmosfery i emocjonalności produkcji. Można dojść do wniosku, że chyba oglądaliśmy ten sam film, ale odebraliśmy go jako dla każdego z nas, jako inny obraz kinowy. Efektów specjalnych i tych kosmicznych, niebotycznych, długo eksponowanych w filmie między Shazam a Sivaną, starć, rozegranych wysoko, na granicy szczytów filadelfijskich wieżowców, nie było w stosunku do czasu trwania filmu i jego dramatycznej, głębokiej refleksji, której siła w filmie była ogromna, zbyt nachalne, za to okazało się równomiernie dostosowane! Wizualizacje pojedynku, o którym mówię, to wartość sama w sobie; to piękne wylewające się zza ekran, pochłaniające, ba, przenoszące widza na wysokość, na której rozegrano takowe starcie, udoskonalenia, które nadają filmowi immersje nad-realnej rzeczywistości. Kamera przy szusowaniu Shazama i Sivany po nieboskłonie metropolii wędrowała instynktownie koło nich, łapiąc ich sylwetki, ruch i walkę odpowiednimi kątami, jakby jakiś zewnętrzny obserwator rejestrował takową potyczkę; czegoś takiego w kinie adaptującym komiksowe realia dotąd nie było, tzn. na taką skalę, gdyż sam Zack Snyder w "Man of Steel" pokazał światu, jak powinien poruszać się Superman w filmie, i to było, pozostając takim do dziś: genialne!
Jeśli oglądaliście
Shazam! uważnie, to oprócz
Easter Egga w nim zawartego, do "Powrotu Batmana z 1992r.: świąteczna atmosfera filmu, wzniosła baśniowo-mroczna muzyka i obecność Pingwinów
, na pewno zauważyliście, że dopiero w tej produkcji po raz pierwszy
superbohater dostałem pociskiem wystrzelonym z pistoletu, czy jakiejkolwiek innej broni w twarz; ba, sam efekt kontaktu kuli z twarzą dokładnie uwydatniono!
Dla was koledzy, którzy macie w zwyczaju doszukiwać się głębszego dna danej produkcji i dżylionowego z dżylionów wytłumaczenia danej sceny Mam wrażenie, że niektórzy z Was są pozbawieni radości i zaangażowania z geekowskiego serducha w oglądanie filmów; być może jest to kwestia gustu, i dla jakiejś części z Was jest to w odpowiednim przypadku: tylko film, tylko serial, które to można odhaczyć. Gdybym miał podejść do Shazam!, jak to robiłby krytyk filmowy, zupełnie inaczej bym się do jego doświadczenia przygotował, ewaluując każdy jego punkt, i dochodząc do wniosku, że nie pasowałby mi Sivana, który okazał się zbyt płytkim ,,złolem", skrzywdzonym za czasów młodości, dzieciakiem... Lecz nie tędy droga, staram się inaczej oceniać film, gdybym zboczył na ścieżkę ,,zawodowego" krytyka straciłbym całą satysfakcję z oglądania czegoś do czego mam ogromny szacunek.
I nie, nie wszystko w mojej ocenie jest super... Staram się oglądać wybrane przeze mnie filmy itp, tzn. doświadczam to, co uważam za wartościowe lub warte z jakiegoś powodu obejrzenia. Nie wszystko okaże się idealne; ba film, czy serial lub cokolwiek innego może z mojej perspektywy być ,,totalnie skiełbaszonym i skaszaniałym" produktem popkultury.