Mi się ten amazonowy Kleszcz tak średnio podobał, w kategorii "do kotleta" był ok, ale nic więcej. Za mało absurdalny i żarty zwyczajnie nieśmieszne (to bardzo subiektywne, wiem), ale nadal na tyle próbujący być komedią, że poważne fragmenty akcji itd. zupełnie mnie nie obchodziły. Jedyne co mi się w nim faktycznie mocno podobało to poboczna postać "Overkilla", był dobrze zagrany i zawsze lubiłem takie przemiany rodem z anime ze złego na kogoś dobrego.

Serialu z 2001 nigdy nie widziałem i chętnie bym sprawdził, ale nie ma go nigdzie legalnie więc wątpię żeby kiedyś było mi to dane.
BTW Skończyłem już Continental, ten spin-off Johna Wicka o hotelu i cały czas słabizna, postacie niesympatyczne, akcja nudna, fabuła durna, paleta kolorów jakoś brzydko sprana. I często wchodzi w tym serialu jakaś kultowa, głośna muzyka jakby właśnie działo się coś niesamowitego, a kompletnie na ten moment nie zapracują, oglądam to z kamienną twarzą i zażenowaniem w stylu "i to tyle?" Ale ludzie widzę chwalą akurat ten aspekt, a dla mnie to taka tania próba udawania że coś jest fajniejsze, niż faktycznie jest. To tak nie działa, że puszczą "Little Green Bag" i od razu mamy Tarantino.