Skończywszy powtórną przygodę z "
Fringe" z pełną satysfakcją stwierdzam, że ta historia na chwilę obecną nie zestarzała się nic a nic. Sposób prowadzenia fabuły, rozwój postaci, świat przedstawiony - wszystko to ogląda się dzisiaj równie dobrze co w okresie premier kolejnych serii.
Jedyne czego mogłoby brakować (jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało) to tej nieznośnej konieczności wyczekiwania na każdy kolejny odcinek czy też przede wszystkim nową serię (kto pamięta ostatnie odcinki serii 1 i 2 ten wie o co chodzi
).
Ciężar gatunkowy konkretnych odcinków czy sytuacji był jednak zupełnie inny gdy trzeba było przez tydzień (albo rok) zastanawiać się nad konkretnymi rozwiązaniami fabularnymi i ich konsekwencjami a zupełnie inaczej wygląda to gdy idzie się w tempie odcinka-dwóch co wieczór.
Wychodzi na to, że możliwość oglądania wg własnego harmonogramu to największe dobro jak i zło współczesnego biznesu telewizyjnego.
W każdym razie wydaje mi się, że "Fringe" ze starcia z upływem czasu wychodzi jak na razie obronną ręką i stanowi jeden z lepszych seriali swojego gatunku jaki dane mi było oglądać.
Pewnie przesadzę, bo zwyczajnie lubię tę ekipę niemniej kierowany tanim sentymentalizmem dałbym 9/10.
P.S. Dobrze, że w trakcie nie wiedziałem, że w zasadzie z serii na serię ta produkcja balansowała na granicy likwidacji. Świadomość, że mogliby urwać w trakcie byłaby doprawdy cholernie frustrująca. Ważne, że ktoś zawalczył.