No dobra. To nie jest do końca tak, że polecam. Może nawet tak trochę nie polecam, ale mimo wszystko gnębi mnie potrzeba podzielenia się wrażeniami.
Kilka lat temu - głównie z sentymentu dla starej ekipy (generalnie takie klimaty mnie nie kręcą) - wziąłem się za
"Ash vs Evil Dead" czyli serialową kontynuację "The Evil Dead" by S. Raimi.
Serial z pogranicza kiczu, taniego pseudo gore i czarnej komedii szokującego dla samego szokowania, który zapewne najlepiej wchodzi po paru piwach, ale z racji, że nie używam toteż rozbierałem na trzeźwo.
Pierwszą serię obejrzałem bez jakiegoś głębszego przekonania, że dobrze czynię. Cieszyłem się widząc znajome twarze "naście" lat później i w zasadzie to byłoby na tyle. W trakcie drugiej zacząłem tak jakby nieco bardziej się angażować niemniej całość upchałbym do szuflady z oznaczeniem "takie se".
W efekcie przyszła seria trzecia (jak się okazało ostatnia - serial spadł z ramówki) i jakoś wtedy nie odczuwałem potrzeby kontynuacji.
Minęły trzy lata i w ten weekend ni z gruszki doszedłem do wniosku, że oto dopadła mnie przemożna chęć konsumpcji jakichś serialowych chipsów w zw. z czym przerobiłem serię ostatnią. Ponownie bez znieczulenia.
Efekt raczej lekko poniżej średnio zadowalającego. Ilość głupoty i obrzydliwości tak jakby eskalowała (albo zapomniałem jak to było poprzednio) a fabuła podobnie jak w przypadku "Stranger Things" cały czas obraca się wokół jednego i tego samego.
Więc po co w ogóle o tym?
Z jednego powodu:
Dana DeLorenzo.
Wcześniej nie znałem człowieka zaś na samym początku zupełnie nie zwracałem na Nią uwagi i sceny z Jej udziałem najchętniej przewijałbym w oczekiwaniu na te z "ekipą".
Po czym w pewnym momencie nastąpiła metamorfoza postaci, usłyszałem w głowie wyraźne "klik" i odpaliło.
W efekcie jedynym powodem dla którego obejrzałem w całości tę szurniętą, durną i cokolwiek obrzydliwą produkcję była przedzierzgnięta w Buffy kategorii "R" Kelly Maxwell. 160 (lub coś koło tego) cm laski dynamitu, z głosem mocno skacowanej Amy Winehouse, która w razie czego mogłaby stawać w szranki i konkury z Punisherem.
Jeżeli kiedykolwiek będziecie w wystarczająco porąbanym nastroju do tego żeby obejrzeć "to coś" to właśnie dla Niej warto. Może to przeciętna aktorka, może nie zrobi już wielkiej kariery.
Ale jak swego czasu Freeman był Bilbo a Reynolds był Deadpoolem tak DeLorenzo była żyletą Kelly i tego szaleństwa nikt już Jej nie odbierze.