Sezon 6b sagi małoekranowej "Vikings", to część odcinkowa dla tego serialu niezwykła - jedna z najlepszych dla tej produkcji serii epizodów od lat. Do oceniania ostatnich 10 odcinków wyjątkowego dzieła Michaela Hirsta, którego, cóż by tu dużo mówić, nie da się nie docenić, nie lubić i nie szanować, nie podchodzę jakoś sceptycznie, będąc ograniczonym stosunkowo do wąskiego zakresu jego oceny: że role są tu powtarzalne a historia się dłuży; że gra się tylko i wyłącznie na nostalgii historycznej: adaptacji danej części dziejów Europy w historii świata do formy serialu aktorskiego, w którym sam serial ,,wygrywa" aspektem historycznym widocznym najbardziej w wiernie oddającej te realia i ducha epoki: scenografii i kostiumach. Jest w tym prawda, ale częściowa. Sezon 6b "Wikingów", o czym pisałem wyżej, poprawił się w stosunku do sezonu 5-ego i 6a. Owszem, nie dostajemy tu aktorstwa na wysokim, czy w miarę wysokim poziomie, nawet nie mi czy wam przychodzi to oceniać - krytycy i mistrzowie sztuki filmowej mogą się na ten temat w miarę dokładnie ,,obiektywnie" wypowiedzieć, nikt inny do obiektywnej krytyki aktorów tej części serialu się bardziej nie zbliży. W końcu po coś są profesjonaliści w tej branży.
A co do samych aktorów, którzy wczuwają się w swe role w partii 6b produkcji "Vikings" (np.Danila Kozlovsky jako Książę Oleg, Oran Glynn O'Donovan jako Książę Igor, czy główny najważniejszy gracz ostatnich 10 odcinków: Ivar, w którego wciela się Alex Høgh Andersen), wykonują to w sposób bardziej intuicyjny niż wcześniej, bezpośredni - wydaje się iż z większą ilością mowy niewerbalnej, jakby wykańczali oni i przedłużali sceny przez odpowiedni ,,body language", co genialnie uwydatnia praca kamery.
I nie oszukujmy się, skoro dzielni serialowi "Wikingowie" kończą swój bieg, nie powinniśmy być zaskoczeni, że spora część wątków postaci zaczętych sezon wcześniej bądź w obecnym cyklu odcinkowym, czy sylwetek, których los przez cały serial był mocno przeciągany: albo jeśli się zakończy, to stanie się to w sposób kontrowersyjny i niejednoznaczny, albo cóż... nie zakończy się wcale, pozostawiając w serduchu fana pewien niedosyt: ,,ale, co będzie dalej skoro...". Po obejrzeniu 5 epizodów "Vikings 6b",
ocenię część drugiego półfinału serialu następująco: 7,5/10... Aby pozostawić sobie swego rodzaju niedosyt przed pozostałą piątką epizodów.
Bo, pomijając
metafizyczne religijne objawienie Olega z odcinka 15-ego sezonu nr 6, a może było to jego delirium - delirium szaleńca, który przy końcu swej drogi w życiu doczesnym, doznał ostatniego mistycznego katharsis, nie ukrywam, że to, co było kulminacją jego ,,przemiany" wstrząsnęło mną zupełnie; czuję się przytoczony emocjonalnie i ,,fabularnie" - tzn.: za tym aktem kryją się dziury fabularne, przy których wygląda on nieco dziwnie: