Nie ma to tamto... Co nieco o pierwszych odcinkach drugiego sezonu "Castle Rock":
"Hulu" nie psuje mrocznej, wręcz niezgłębionej, tajemniczej atmosfery serialowej serii "Castle Rock", którą stacja od dwóch lat produkuje. Tak właśnie było w pierwszym sezonie - a było nastrojowo, niepokojąco enigmatycznie. Świat małego ekranu w 2018 roku przyjął do siebie Castle Rock, małe prowincjonalne stephenkingowskie Miasteczko, w którym nic nie dzieje się bez przyczyny, gdzie negatywne, mroczne, ślepe siły, powodują, że nie nadaje się ono do życia dla ludzi, którzy chcą cieszyć się szczęśliwą, stateczną i spokojną egzystencją. Tak samo jak w pierwszym sezonie produkcji, w drugiej jej serii miasteczko ukazuje to przysłowiowe ,,swoje oblicze", gdy powraca po czasie (pierwszy sezon) lub zjawia się w nim rzekomo przypadkowo niby zwykła osoba. Aktualna seria odcinkowa "Castle Rock" opowiada o Annie Wilkes, skrywającej pod w miarę spokojną, stonowaną aparycją oraz pod fasadą bycia troskliwą matką cały wór mrocznych tajemnic, z których nic nie może wydostać się na ,,powierzchnię". Annie ląduje w stephenkingowskim mieście z czystej konieczności. Rozbija auto w wypadku, zresztą nawet z pierwszych minut nowej serii serialu wynika, że nigdy nie miała ona - i nie ma obecnie - stałego miejsca zamieszkania: razem z córką przemierza całe Stany Zjednoczone samochodem, używając fałszywych tablic rejestracyjnych. Annie, pracując dorywczo, jako pielęgniarka czy opiekun medyczny zmusza się do odwiedzania różnych miejscowości, przy czym pracuje pod fałszywymi nazwiskami, o czym jej córka nie ma pojęcia, aż do czasu.
Po obejrzeniu dwóch pierwszych odcinków aktualnej serii "Castle Rock", tak jak pisałem na początku mej wypowiedzi, podtrzymuję zdanie, że ten sezon ani nie powiela schematu i nic nie kopiuje w stosunku do pierwszej serii, lecz kontynuuje z odpowiednim napięciem i kreacją atmosfery ton i przesłanie poprzedniego sezonu. Castle Rock nosi w sobie tyle zła, że obarczanie winą Annie za to, co jej działania, zachowanie, wpasowanie się w rytm miejscowości, zainicjowały i poruszyły coś, co powinno być wciąż głęboko ukryte, nie ma sensu. Serialowa Annie Wilkes, niestety (albo i stety), nie jest tą samą, co w powieści i filmie o tym samym co pierwowzór książkowy tytule Stephena Kinga, "Misery". W "Castle Rock" Annie odsłania powoli naturę swego wewnętrznego Ja; ciężko stwierdzić, czy cierpi ona na stany psychotyczne, urojenia, schizofrenię i inne choroby psychiczne - opowiadają się za tym: stos lekarstw, które przyjmuje, gdy przeważnie je kradnie korzystając z faktu bycia pielęgniarką, i po części jej zachowanie plus mowa ciała. A może jest ona na tyle przeciętna, że ta ,,przeciętność", to tylko celowo stworzona tożsamość dla jej niestabilne ,,psychopatycznego Ja", dla którego nawet jej własna córka jest zakładniczką lub tylko towarzyszką. Ciekawy w drugim sezonie jest również wątek Somalijczyków - rodzeństwa wychowywanego w białej rodzinie, oraz Somalijczyków, jako mniejszości, która po konfliktach w swoim kraju osiedliła się w Castle Rock, by zacząć nowe życie i marzyć o lepszej przyszłości dla własnych rodzin.
Po dwóch początkowych epizodach, drugi sezon "Castle Rock" oceniam na 8,5/10
Trailer do drugiego sezonu serialu poniżej: