UWAGA SPOILERY!!!!!!!
Miałam teorię z 1 sezonu, której chyba nie zdążyłam tutaj przedstawić.

Mianowicie taką, że Galadriel nie mogła znaleźć Saurona - choć tak usilnie go szukała po całym świecie, przez tysiąc lat - ponieważ został on zaklęty przez Adara...
Strzelałam sobie, że duch jej największego wroga będzie uwięziony za tą szybką którą Gala rozbiła w Forodowaith. Że to ona będzie metaforycznym "pierwszym promykiem Światła", który on doświadczy od 1000 lat. I która go uwolni. (Tak romantycznie.😜)
W sumie...niewiele się pomyliłam.
Podczas gdy wściekła Galadriela z pianką na ustach i wrzaskiem: AWWWRRRRG! GDZIE JEST SAURON??? ZABIĆ SAURONA!! CHCĘ JEGO KRWI!!! biegała po Ardzie, podróżując sobie z kumplami z woja; i wesoło wpie*dalając lembaski, on cierpiał tak straszliwie, że 22 letnie życie spalonego i okaleczonego kadłubka Anakina wygląda przy tym jak przyjemna zabawa.
(Wiecie, moje wielkie współczucie np. do postaci Anakina/Vadera bazowało głównie na empatii do potwornego losu, jaki przypadł mu w udziale. Wychodząc z założenia, że nawet biorąc pod uwagę wszelkie zło jakie popełnił - nie wiem czy jakakolwiek świadoma istota zasługuje na podobny wymiar kary. Podobne cierpienie. Może tak. Może jest to "sprawiedliwa" kara. A jednak empatycznie, trudno mi przejść obok obojętnie. Nie wzruszyć się tym, nie zapłakać.)
A tutaj mamy co?
Sauron był prawie bogiem, a został
niczym. Absolutnie i dosłownie niczym.
Jego duch został zredukowany do kałuży krwi. Niczego więcej.
Trzeba przy tym pamiętać że Sauron cały czas
pozostaje świadomy. Zachował też pamięć. (Jako Halbrand doskonale pamięta i kojarzy kto odpowiada za jego cierpienie - Adar i orki.) Było kilkakrotnie podkreślone że Sauron
nigdy nie śpi. Zawsze czuwa. Nie może więc odpocząć, nawet na chwilę.
Kochani, spróbujcie wyobrazić to sobie...
Wszystko gaśnie. Nic nie widzicie. Nic nie słyszycie. Nie możecie się poruszyć. (Wasz duch jest zbyt słaby). Nie możecie niczego dotknąć. Wokół nie ma nikogo i niczego.
I tak przez kilka tysięcy lat.
(Zwróćcie uwagę jak bardzo urosły stalagmity w jaskini, zanim Sauron zdołał się w ogóle - w formie płynnej mazi - przemieścić.)
A jednak pozostajecie świadomi. Jedyne co możecie to istnieć. Czekać. Czuwać.
A skoro jesteście świadomi, macie wciąż umysł (mimo że bez ciała) zachowana zostaje wasza pamięć, a więc możecie też myśleć. Prawdopodobnie odczuwać emocje.
Jakie można mieć myśli, jakie emocje odczuwać w takich warunkach?
No jakie? Przecież nie wesołość ani spokój.
To musi być niewyobrażalny strach, brak nadziei. Poczucie krzywdy, niesprawiedliwości. Złości na cały swiat i wszystko co istnieje. Macie świadomość że nikt was tu nigdy nie znajdzie. Nikt nie pomoże. A ponieważ wasz duch, wasza świadomość jest wieczna...Możecie tak trwać, w tej formie; do końca istnienia Ardy.
Jestem pewna że przez te 3 tysiące lat Sauron błagał Eru, swego ojca, o śmierć. Nieskończoną ilość razy. Śmierć nie nadeszła.
I Adar chciał go straszyć, "że będzie błagał o śmierć?". Człowieku, do kogo ta mowa?
Galadriel, która tam mu w kuźni sapała o cierpieniu? Chce się na nie licytować? Z NIM? Po tym co przeszedł?
Co ona wie o ciemności? Ten starzec na statku, który chce być miły i pyta: "Ojejku, koszmarki masz"?
Dziadku, żyjesz jakieś 70 lat, i nie masz nawet cienia wyobrażenia o koszmarze, jaki przypadł w udziale istocie której to pytanie zadajesz. Dotyka ran głębszych niż otchłań.
Oczywiście nie wie o tym, ale...cóż.
Jak ktoś taki jak Sauron miałby sobie tak łatwo poradzić, tak łatwo skierować się ku światłu, skoro jedyne czego doświadczył przez 3 tysiące lat to nieprzenikniona ciemność i to w każdym możliwym sensie? Niemożliwe.