Ostatnio obejrzałem:
Milli Vanilli (2023) - dokument o tytułowym zespole, stawiający tezę, że choć ten duet brał udział w oszustwie na światową skalę, to oni sami byli największymi ofiarami. Ciekawe, choć przeszkadzało mi aż takie laurkowe ich usprawiedliwianie.
6/10
Anihilacja (2018) - science fiction od Alexa Garlanda, czyli m.in reżysera świetnej Ex Machiny. Tutaj sama tematyka tajemniczej strefy według mnie trochę ciekawsza od AI, ale film jednak gorszy. Jedna z pierwszych scen w tym "lśnieniu" strasznie durna, gdy główna bohaterka szczela do aligatora w slow motion niczym Arnie z Predatora bałem się, że ten film cały taki będzie, potem jednak jest lepiej, a ostatnie sceny już były super (choć może głównie dzięki bardzo niepokojącej muzyce). Jednak dotarcie do "mięska" zajęło tutaj zdecydowanie za dużo czasu, a Natalie Portman jest tu tragiczna, prawie nic nie gra, ciągle jedna, nijaka mina. Dobrze, że chociaż jest tu jeszcze zajebista Jennifer Jason Leigh by aktorstko ratować sytuację.
6/10
Event Horizon (Ukryty Wymiar, 1997) - pamiętam, że za dzieciaka oglądałem ten film w telewizji to naprawdę mi imponował, świetny pomysł na horrorowy setting, mega surowy wygląd statku, dobra obsada, klimat. A teraz gdy oglądałem skupiając się i jako bardziej "świadomy widz" to łapię się za głowę jakie to momentami jest gówno.
Masa durnych jumpscare'ów, ogrom idiotyzmów, muzyka, żarty i postacie momentami jakby z całkiem innego filmu (to ma być horror, akcja jak Alien 2, czy pastisz?)... Początek był obiecujący, ale szybko Event Horizon zmienia się w totalny bałagan. Dzisiaj ma chyba status kultowego, zainspirował np. znanego wszystkim graczom Dead Space'a, ale wydaje mi się, że większość ludzi dobrze go dzisiaj wspominających po jednym seansie 20 lat temu nigdy go nie powtórzyła. Należy tylko pozazdrościć.
3/10
From Beyond (Zza światów, 1986) - niskobudżetowa adaptacja Lovecrafta z lat 80. Ten horror w przeciwieństwie do wyżej wspomnianego Event Horizon ma być nielogiczny, ewidentnie jest zabawą formą i kliszami gatunku, jednak nie jest to dla mnie atrakcją samą w sobie, film musi oferować coś więcej bym czas nie uznał za stracony. A ani gore, ani sceny opętańczego seksu, ani eksploracja tego jak daleko posunie się naukowiec w imię odkryć nie były tu zbytnio ciekawe. Jedna postać mi się podobała, czarnoskóry policjant (Bubba Brownie czy jakoś tak
) będący uosobieniem wszelkich stereotypów na ich temat w Hollywood tamtych czasów, zagrany jest idealnie. W sumie to aktorsko raczej każdy dawał radę, to scenariuszowo jest słabiutko, totalnie nie moje klimaty.
2/10
Pociąg (1964) - film wojenny o tym jak Niemcy przewidując zbliżające się wyzwolenie Paryża próbują wywieźć stamtąd największe dzieła sztuki, póki jeszcze są w ich posiadaniu. Świetny pomysł na konflikt, bo ogólnie gdyby chodziło o wojnę czy jakieś większe bitwy, to pewnie ludzie interesujący się historią znają wynik wszystkiego, a tak to tutaj do końca zastanawiamy się czy ten pociąg z obrazami zostanie w rękach nazistów, aliantów czy może będzie całkiem zniszczony. Mega podobała mi się postać głównego złego, pułkownika który z jednej strony bardzo docenia sztukę, uważa że zniszczenie jej ze względu na narodowość autorów, ich "dekadenckie" w oczach Niemców wartości byłoby barbarzyństwem, ale z drugiej wcale nie robi z niego to postaci pozytywnej. Inteligentny chuj to dalej chuj.
Główny bohater może trochę przesadzony, w sensie to jak często udaje mu się krzyżować szyki wrogom i ujść z życiem jest nierealne, ale "magia kina" jakoś to umiejętnie przykrywała i podczas oglądania o tym nie myślałem, w większości (był jeden gorszy moment w 3/4) wierzyłem w to co się dzieje na ekranie.
8/10
Próbowałem obejrzeć, ale nie dałem rady:
"Hannah i jej siostry" oraz "Wszystko gra" - łączone bo oba to filmy Woodiego Allena, to moje pierwsze i chyba ostatnie podejście do niego. Co to za niewyobrażalne nudy! A przez ludzi raczej naprawdę dobrze oceniane tytuły, więc to raczej nie jest tak, że trafiłem na jego najgorsze dzieła. Na maksa niesympatyczni bohaterowie i ich wewnętrzne monologii jak to chętnie by zaraz żonę zdradzili. No super rozrywka! 🙄
"Hobbs i Shaw" - myślałem, że odejście na chwilę w spinoffie od "rodziny" wyjdzie tej franczyzie na dobre, a to okazało się większym syfem niż którakolwiek wcześniejsza część. Żenująca akcja i żałosne teksty non stop, mnóstwo one linerów, ani jeden śmieszny czy błyskotliwy. Statham jakoś jeszcze mnie nie razi, ale ja już chyba naprawdę nienawidzę Dwayne'a Johnsona. Z plusów tylko Vanessa Kirby jak zawsze cieszy oko.