"Pan Samochodzik i Templariusze" obejrzani. Film nie ma właściwie nic wspólnego z książką, więc jeżeli ktoś miał ochotę na obejrzenie mniej bądź bardziej wiernej adaptacji, obejdzie się smakiem. Problem w tym, że to co zaproponowano w miejsce oryginału nie jest nawet w połowie tak ciekawe, na dodatek ten klimat polskiego Kina Nowej (Nudnej) Przygody jest kompletnie nietrafiony.
W w każdym razie zacznijmy od pozytywów produkcji:
1.
No to teraz przejdźmy do tego co się nie podobało.
1. Pan Tomasz - po trailerze było widać, że nie będzie to książkowy Pan Samochodzik, ale myślałem że to w sumie może nienajgorszy pomysł aby zaprezentować odmienną wizję bohatera. Tyle, że chyba nie o taką odmienną wizję powinno chodzić, ten Tomasz to pasywno-agresywny nadęty buc, którego nie da się polubić, na dodatek niespecjalnie bystry ani niespecjalnie zdaje się wykształcony. Jakiś taki cwaniaczek z bańką w nosie będący skrzyżowaniem Borewicza i Indiany Jonesa w wersji bieda. To się może jeszcze zmienić w przypadku ewentualnych kontynuacji które zdaje się (tfu)rcom marzą bo jednym z motywów przewodnich filmu jest jego wewnętrzna przemiana.
2. Czarne Charaktery - pierwszy to Adios, brazylijski sicario (

) wyglądający jak wypadkowa Don Pedro z Krainy Deszczowców z Dannym Trejo z "Desperado". W jaki sposób taki typ miałby dostać się przez granice i chodzić po ulicach nie będąc zatrzymanym przez pierwszy napotkany patrol milicyjny (na szczęście w tym PRL-u patroli milicji na ulicach nie ma) a po przeszukaniu nie zaliczyć 25-letniego pobytu w Sztumie nie lądując najpierw na jakiejś esbeckiej katowni z akumulatorem podpiętym do jajek pozostaje wielką tajemnicą wiary.
Drugą złowrogą postacią jest kompletnie wyprana z emocji Karen Petersen (tak, tak) w wykonaniu Marii Dębskiej z jedną miną wzorowana wyraźnie na kreacji Scarlett Johansson jako marvelowskiej Czarnej Wdowy ledwie o jeden stopień mniej niedorzeczna niż Adios. Oczywiście wszystkie zagraniczne postacie doskonale władają polskim, bo wiadomo (a właściwie nie).
3. Kompletna anachroniczność - akcja dzieje się gdzieś w PRL-u, ale ciężko właściwie stwierdzić kiedy. Bohaterowie wyglądają jakby ubierali się w H&M. Ministerstwo Kultury zwołuje konferencję prasową w amerykańskim stylu zdaje się w holu Muzeum Narodowego, na którą zjeżdża się kilkudziesięciu dziennikarzy (niby skąd?) na której bryluje sobie wyluzowany Pan Samochodzik rzucający czerstwymi żarcikami. Jedną z postaci to Anna Dymna jako milionerka a jednocześnie jakaś neo-poganka, która sobie zakłada jawnie działającą ni to grupę rekonstrukcyjną ni to sektę a także ogłasza konkursy w radiu. Adios wpada na komisariat i pod groźbą noża bierze milicjantów jako zakładników po czym porywa dziecko i wszyscy z wyjątkiem paczki bohaterów mają to wyraźnie gdzieś. Jest tego dużo więcej.
4. Wehikuł - słaby projekt, kompletnie nie zwraca uwagi na dodatek zachowuje się jak kompletny złom (nie, że wygląda tylko że jeździ jakby jego silnik miał maks 60 KM).
5. Brutalność - sporo bijatyk (w większość słabych choreograficznie), padają trupy.
6. Ogólna niedorzeczność - połowa postaci nie wiadomo kim jest i nie wiadomo po co. Cała zagadka opiera się na magii (to nie pomyłka w tym świecie istnieje prawdziwa MAGIA). Ani jedna postać nie przypomina tej oryginalnej. Nienacki starał się w swoich książkach przemycić nieco historycznej wiedzy zgodnie z zasadą Krasickiego "uczyć bawiąc", z tego filmu lepiej żadnej wiedzy nie czerpać.
No dobra tak na siłę to z plusów udało mi się wymyślić rolę Sandry Drzymalskiej, która jako wyszczekana dziennikarka drąca koty z Panem Tomaszem a jednocześnie starająca się nie dopuszczać do siebie myśli, że ten jej wpadł w oko całkiem nieźle wpisuje się jako jeden z niewielu elementów w cykl powieści Nienackiego, bo u tego panny w tym typie by się znalazły. Zresztą jej interakcje z Mateuszem Janickim to jedne z tych pojedynczych rzeczy ożywiających ten drętwy obraz. Podmiana Wiewiórki - chłopca na Wiewiórę - dziewczynę w sumie gdyby to nie wygadywała jakichś dziwnych tekstów o feminizmie byłaby w sumie niezłym pomysłem. Aha, film ma kilka momentów komediowych, które oczywiście są kompletnie nieśmieszne. Kamerzysta ma średnie pojęcie o swoim fachu, dźwiękowo jest słabo, ale do tego oglądając polskie, współczesne kino szło się już dawno przyzwyczaić.
No i wisienka na szczycie tego tortu. Za scenariusz odpowiada dosyć znany polski autor komiksów Bartosz Sztybor, który jak sam twierdzi jest wielkim fanem cyklu o Panu Samochodziku (chyba takim jak Bagiński "Wiedźmina).
PJP dał solidne 3 z plusem ja jako ultras Nienackiego od dzieciństwa daję solidne 2+ tyle że w skali 1-10. Jak ktoś nie zna oryginału to z pół punktu może dołożyć.