Jakie by te Prequele Star Wars nie były, jakie kupsztalowe i totalnie słabo się starzejące z perspektywy fana kinematografii i miłośnika tego Uniwersum by się nie okazały, to te trzy filmy, te trzy lucasowskie indywidua, stanowią przełomowe pod względem zastosowanych przy produkcji filmu technologii globalne osiągnięcie. To produkcje, które okazały się tym potrzebnym pomostem technologicznym dla kina, przez który mogło przeprawić się wszystko to w filmie i serialu z końca lat 90-tych XX wieku i początku lat 2000-ych do świata cyfryzacji, do świata nowych technik realizowania filmu/serialu na każdym etapie. I pod tym względem zawsze będę bronił gwiezdnowojennych Prequeli; mało tego, to trzy istotne filmy, które tworzą podstawę informacji rozszerzających Uniwersum, dających bazę do dalszych planów, które jak dobrze wiemy miały miejsce. Bo pomyślcie... co by były, gdyby nie powstały Epizody I, II i III Star Wars? Czy słynna animacja "The Clone Wars", czy jej następca "The Bad Batch", a także "Rebels" i późniejsze filmy z Nowej Trylogii, by powstały? Nie sądzę. Jeśli tak, to w zupełnie innym kształcie, innej fabule, z innymi postaciami i w ogóle z całą resztą ,,inności", którą ciężko by sobie wyobrazić.
"Titanic", 25 rocznica - film obejrzany w Heliosie, w 3D z napisami. Tylko, że podczas seansu to 3D, ba!, w ogóle cały obraz były zremasterowane do HFR. I tak, to jest ten typ filmu, nad którym się zastanawiasz: ,,dramat katastroficzny, z tak piękną historią, emocjami, zdjęciami, urokiem scenografii... i wszystko to zrobił gość i jego team, który dał nam 2 filmy o Terminatorze i Avatara?". Jeśli macie mocne pęcherze i wysiedzicie na filmie dramatycznym z elementami akcji i lubicie Camerona ponad 3 godziny, to łapcie śmiało okazję i oglądajcie "Titanica", jeśli w jakimś multipleksie jeszcze leci. Moja ocena tego dzieła: 8/10.