Kiblownik, bigos i tłusta kaszana w jednym. Posypało się z opóźnieniami premier kinowych na świecie: w różnych gatunkach czy Uniwersach tematycznych. "Morbius" w styczniu 2022 roku, a najnowsza odsłona "Pogromców Duchów" w listopadzie anno domini 2021. Czyli mówimy, ujmując to w skrócie, o 2020 i 2021 roku, jako o latach neutralnych dla światowej zdobyczy kultury kina. Można to porównać (chociażby częściowo) do sytuacji zwinięcia tych dwóch lat w czasoprzestrzeni jak harmonijkę, albo do ich wycięcia... Jak gdyby nigdy nic. Równie dobrze mogłoby się nic przez te 24 miesiące nie wydarzyć... absolutnie nic. Prace na planach zdjęciowych filmów i seriali wstrzymane - sypią się na łeb, na szyję. Również, co podejrzewam, premiery różnych obrazów kinowych, które zostały przesunięte na ostatni kwartał tego roku, ponownie... zostaną przesunięte. Jeśli rząd Polski ma zamiar ,,otwierać po zamknięciu po otwarciu" kina i inne placówki kulturalne, to na co do diaska pójdę do kina, np. do takiego Cinema City, a ściślej do sali IMAX, na film. 2D lub 3D w tym formacie? Na kawał solidnego blockbustera z okresu 2010-2019, np. na "Mroczny Rycerz Powstaje", albo "Star Wars: Episode VIII. The Last Jedi"?
A tak przy okazji dodam jeszcze: wczoraj, odpowiednią nastrojową porą skusiłem się na oglądnięcie "Klątwa Ju-On (2002)" - protoplasty dla amerykańskiego "The Grudge. Klątwa (2004)". Po seansie, to co mogę powiedzieć, to to, że na tym japońskim klasyku horroru, po części się zawiodłem, a z drugiej strony mógłbym rzec: cóż, nie było tak źle. Dominował tu, według mnie, zbyt wyolbrzymiony przekaz psychologiczno-emocjonalny kosztem w miarę zgrabnej i płynnej fabuły, która miałaby ,,jakoś pchać się do przodu". Mówiąc krótko, w tym filmie się zagubiłem. "Ju-on" oceniłem ostatecznie na: 5/10.