Ostatnio obejrzałem:
LA 92 (2017) - dokument o protestach w Los Angeles po uniewinnieniu przez ławę przysięgłych policjantów nagranych na video podczas katowania Rodneya Kinga. W całości złożony z archiwalnych nagrań, pokazuje wszystko od początku do końca, napięcia rasowe, pobicie, proces, 5 dni rozróby i pokłosie. Nie czułem, żeby wybielano tu jakoś ani policjantów, ani hołotę wykorzystującą całą sytuację, po obejrzeniu po prostu czuję, że o całym wydarzeniu wiem teraz więcej. Szczególnie wątek napięć z Koreańczykami był mi obcy. Niektóre sceny wstrząsające i bulwersujące do dziś.
9/10
Młodzi Tytani: Akcja! Film (Teen Titans Go! To the Movies, 2018) - pełnometrażowa animacja z bohaterami jednego z moich ulubionych obecnie seriali CN. Świetny humor, tempo i głupkowata akcja z serialu zachowane, niestety średniej jakości piosenki też, bo o ile potrafią być śmieszne, to muzycznie wiadomo, nie jest to nic wysokich, ani nawet przeciętnych lotów. Szczególnie mi to tu przeszkadzało, bo każda piosenka była zaśpiewana 2 razy, gdyby za każdym razem była nowa to jeszcze bym przymknął oko, a tutaj mamy takie pójście na łatwiznę. Z minusów to jeszcze tylko trochę się zdziwiłem, że jakość animacji została dokładnie taka sama jak w serialu, nie żeby mi to mocno przeszkadzało, ale jednak wydawało mi się, że w pełnometrażówkach powinno być więcej kasy w to włożone, rysunki bardziej szczegółowe, dynamiczne sceny z większą ilością klatek czy coś, a tutaj jakbym oglądał 90 minutowy odcinek. Niemniej bawiłem się bardzo dobrze, bo ten odcinek był zajebisty!

Dużo śmiania się z filmowego DC czy ogólnie klisz superbohaterskich, no i jak zawsze z tytanami cała masa durnych dialogów.
8/10
Darkman (1990) - superbohaterski Sam Raimi przed Spidermanem. Nadal trochę horrorowy, ten film to coś w rodzaju pomostu między bezpiecznym Marvelem, a odważnym Evil Dead. Bardzo lubię tu obecny humor i klimat, czyli zwariowane pomysły, różne nawiązania do popkultury i głupota goniąca głupotę, ale to wszystko w świecie filmu traktowane jest śmiertelnie poważnie, nie ma żadnego lamerskiego Tony'ego Starka co chwilę puszczającego oko itp. Wspomniałem Spidermana, ale na myśl przychodzi tu równie często Batman, bo mimo, że trzeba przyznać iż Danny Elfman wielkim kompozytorem jest, to tu tworząc muzykę zupełnie się nie popisał i jakby skopiował poprzednią pracę domową. Musiałem sobie przypominać, że to nie jest żadne Gotham City, a reżyserem nie jest tu Tim Burton.
Prócz głównego bohatera (Liam Neeson) podobał mi się jeszcze najważniejszy złol, bardzo stereotypowy, ale przy tym tak fajnie zagrany i unikalny z ryja (Larry Drake), że to zupełnie nie przeszkadza i obserwowanie go to sama przyjemność. Jednak sztampa to nie są same plusy i ja np. nie cierpię tego ogranego wewnętrznego konfliktu bohatera, że ukrywa swoją tożsamość i nie może nic nikomu powiedzieć, przez co jego związek się sypie i są inne nieporozumienia, dramaty, blablabla. I nie lubię też gdy love-interest jest tylko piszczącym obiektem do ratowania z nad przepaści (tak samo było z wkurzającą na maksa Kirsten Dunst jako Mary Jane).
Ogólnie dobra rozrywka,
7/10.
Killing Them Softly (2012) - gangsterski film ze świetną obsadą i fajnym (choć może trochę za bardzo walącym po ryju) przesłaniem o ameryce, dzisiejszej ekonomi, politykach i korporacjach odpowiedzialnych za cały ten burdel. Najważniejszą inspiracją jest tutaj kryzys finansowy z 2012 roku i odbywające się wtedy wybory prezydenckie w USA. Niby wszystko tu jest na miejscu, ale nic nie poradzę, że ta fabuła "podstawowa", nieliczne sceny akcji, postacie i ich dialogi są tak nudne i zupełnie bez pazura. :/ Niektóre widać jakby były specjalnie pisane jako coś rodem z filmów Tarantino, no ale nie wyszło bo ja na Tarantino nigdy nie ziewam... Daję
6/10 za aktorstwo i próbę powiedzenia czegoś ciekawego, trochę nieudana, no ale jednak próba.

Za garść dolarów (A Fistful Of Dollars, 1964) - dawno temu (10-15 lat temu?) oglądałem Dobrego, Złego i Brzydkiego i całkiem mi się podobało, dlatego spodziewałem się czegoś podobnego, a tu taki zawód. Fabuła to wiadomo, klisza z klisz, trochę to wszystko za głupie, ale to się ogląda nie po to by myśleć, a by podziwiać Clinta Eastwooda w ponczo i kapeluszu przemierzającego piękny krajobraz na koniu przy muzyce Ennio Morricone... I wtedy którakolwiek postać się odzywa i czar pryska.

Bo to jest największy problem tego filmu, że był nagrywany bez dźwięku, a dopiero potem dograno mu angielski / włoski dubbing i ten dubbing jest tu absolutnie tragiczny. Prócz Eastwooda niemal każdy tu brzmi okropnie, sztucznie i ma niedopasowane dialogi do ruchu ust. Najgorszy z nich wszystkich jest płaczący dzieciak, którego nagrywała chyba jakaś losowa stara baba z ulicy. Szczęście, że nie miałem żadnego gwoździa czy czegoś takiego pod ręką bo bym jeszcze uszkodził sobie uszy by od niej uciec.
Ogólnie złole są tu za głupi i niezbyt ciekawi, z pobocznych podobała mi się tylko postać starca sprzedającego trumny, kilka pojedynków i tekstów Clinta bardzo fajnych, no ale ten dubbing co chwilę zabijał mi tu cały klimat.
4/10Jak złapię na jakimś vod obejrzę sobie Za kilka dolarów więcej i powtórzę Dobrego, Złego i Brzydkiego, oby były lepsze i już z akceptowalnym dubem i dźwiękiem.
Sieć (Network, 1976) - film o totalnym braku moralności w mediach, ale też o świecie ogólnie, jak to pieniądz rządzi, jak zwykli ludzie nie chcą tak naprawdę faktów, tylko chcą mieć podane to co chcą usłyszeć, jak nawet najwięksi "prawi wojownicy" potrafią się sprzedać itd. Dzisiaj go oglądając w pewnym momencie rozdziawiłem japę jak bardzo przewidział przyszłość z
arabami kupującymi media na zachodzie. :O
Tylko o ile przesłanie tego filmu całkowicie kupuję, to zwykłą fabułę nie za bardzo, np. nie wierzę w
romans podstarzałego bohatera z młodą, atrakcyjną dyrektorką stacji, totalnie nie czuć pomiędzy nimi chemii i wzięło się to jakby z "niczego".
I zdecydowanie za dużo w tym filmie jest natchnionych, wielkich przemów wykrzyczanych w twarz, rozumiem gdyby to było tylko przez tego obłąkanego prezentera, ale gdy pojawia się ~szóste takie darcie ryja w filmie i jest to scena
w której kochankowie mówią o swoim związku to tego już miałem dosyć.
Czy w tym świecie nie potrafią mówić normalnie? Choć może będę niekonsekwentny, bo inną taką scenę pochwalę, moment gdy
prezes korporacji sprzedaje prezenterowi swoją ideologię
jest absolutnie genialny, pomimo krótkiego czasu antenowego to właśnie rólkę Neda Beatty'ego zapamiętam na zawsze.
Pomimo paru zastrzeżeń film dalej uważam za bardzo dobry i ważny, oceniłem na
8/10.