Coś chyba nie bardzo u was słychować, skoro tak głucho i pusto w tym wątku tematycznym na forum.
Halloween za nami, a wy zapewne jakiś horrorek na ruszt wrzuciliście 31 października? Jeśli tak, to nie jesteście sami w tym względzie. Oczywiście impreza halloweenowa się odbyła - klasyk. Ale do czasu jej rozpoczęcia postanowiłem odwiedzić heliosowe kino, obejrzałem więc dwa filmy:
"Halloween. Finał": moja ocena tego ,,specyfiku" to: 7/10 - film zbyt kontrowersyjny w stosunku do klasycznego obrazu Michaela Myersa i całego Uniwersum, które utrwalił w naszej świadomości John Carpenter, aby zacząć dyskusję na jego temat, na tym forum. Po prostu, mówiąc łopatologicznie ten film wszedł mi niemiłosiernie dobrze: bawiłem się nieziemsko, mimo iż kinomatograficznie czułem spory niedosyt; warto było czekać na taki finał słynnego Uniwersum - dostałem dużo, szybko, w sposób chaotycznie doskonały, z wyczuciem klimatu dla takiego tempa i stylu prowadzenia filmu. Bang!
"Egzorcyzmy siostry Ann" - ocena tego obrazu: 8/10. Nadmienię przy tej ocenię jedynie to, iż niestety, obejrzałem ten film, gdy gimbaza i wszelakiej maści ludki bez kultury i oleju w głowie zajmowały połowę sali, wybierając się na ,,taki tam film, abo jest Halloween i straszność musi być, a jak nie będzie, to przynajmniej będzie beka". Te człowieki, również niestety, zachowywały się bez należytej kultury: siorbanko, mlaskanko, maślany popcorn etc. I co chwila małolaty do kibla wychodziły; akurat siedziałem w pierwszym rzędzie, więc przecierpiałem swoje; zawsze oglądam seanse blisko ekranu kinowego. A wracając do samego filmu, rewelacyjnie sprawdził się pomysł twórców na poprowadzenie wątku walki dobra ze złem, także wątku samego obrzędu katolickiego egzorcyzmowania. Narrację jak już z początku stworzono jej zalążek w tonie poważnym, tak już rozkwitł on tak do końca - suspens, poczucie zagrożenia, dramat bohaterki niezwiązany z samymi egzorcyzmami, wszystko to zagrało solidnie, ba!, widziało się to w grze aktorskiej, w całym przygotowaniu filmu... Niemałe zaskoczenie, oj niemałe; aż tak wszedł mi na ruszt ten obraz. Surowy, zimny, bez pompatyzmu, z pomysłem!