Żeby nie wałkować tego w temacie ogólnym, w którym wszystko tonie w zalewie postów o wszystkim innym, zakładam osobny wątek.
----------------------------------------------------
Sylvester Stallone, od zawsze jeden z moich ulubieńców, gdzieś tak w połowie lat 90. przestał pojawiać się w filmach, po które z zainteresowaniem sięgałem (pomijając niezłe „Copland”, z którym zapoznałem się ze sporym opóźnieniem). Taki stan rzeczy utrzymywał się przez blisko dziesięć lat aż do czasu, gdy Sly zdecydował się wrócić do swych najbardziej znanych postaci. Jako pierwszy w 2006 roku powrócił Włoski Ogier. Do jego powrotu z początku odnosiłem się z pewną rezerwą, ale koniec końców okazało się, że dostaliśmy jeden z najlepszych filmów serii, stanowiący dużo lepsze jej zakończenie (do czasu) niż „Rocky V”. Zaraz po „Rockym”, przyszła pora na kolejną odsłonę przygód weterana z Wietnamu, Johna Rambo. Tu już nie było tak dobrze, film pozostawiał spory niedosyt, choć miał też szereg zalet, za sprawą których wracam doń regularnie. A potem przyszła kolej na coś nowego… no, może nie do końca, bo wyrastającego z tradycji kina akcji ery VHS, ale przynajmniej nie była to kolejna kontynuacja. Planowany film miał opowiadać o dowodzonej przez niejakiego Barneya Rossa (w tej roli Sly) grupie twardzieli-najemników, wykonujących misje, których nikt inny by się nie podjął...
Reszta tekstu tu:
https://filmozercy.com/wpis/nostalgiczna-niedziela-118-niezniszczalni-2010-2012-2014-trylogia-seria-recenzja-opinia-wrazeniaPo latach następuje ciąg dalszy, wczoraj byłem w kinie.
--------------------------------------------
Wrażenia z Ex4:
Niby miałem kino odpuścić, ale że dzisiaj bilety były po 12 zeta to się wybrałem i...
Cóż, gadajcie co chcecie, jak dla mnie jest to pierwszy (i szkoda, że ostatni) udany sequel w tej serii.
Po raz pierwszy od czasu jedynki wyszedłem z kina z Niezniszczalnych usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem. Ten film po prostu jest tym wszystkim, czego oczekiwałem po kontynuacji Ex1 a czego nie dostarczyły poprzednie sequele. Jest utrzymane niezłe tempo, akcja się nie ślamazarzy, jest jej sporo (nie jak w Ex2) ale nie przynudza jak w Ex3 i sfilmowana z odpowiednią werwą (co oczywiście znaczy, że niektórzy będą narzekać na montaż) . Efekty co prawda niedorobione ale spodziewałem się pod tym względem wszystkiego co najgorsze, więc to co zobaczyłem już mnie nie szokowało, poza tym to w sumie normalny w tej serii poziom. Szkoda, że nie mieli Banderasa ale koleś, który robi za syna jego postaci też był spoko, w zasadzie z całej obsady najbardziej mdły i nijaki jest nowy murzyn - serio, nie mogli skołować Snipesa? Dolpha znowu niewiele i robi za comic reliefa ale jest go więcej niż ostatnio i jest zabawniejszy. Zwroty akcji dość przewidywalne, fabuła banalna, ale jest FUN. W końcu.
Ex1 - 10/10
Ex2 - 5/10
Ex3 - 5/10
Ex4 - 7... a niech będzie 8/10
No i dalej utrzymuje się ten trend, że z każdego z tegorocznych filmów wychodzę bardziej zadowolony niż z GOTG#3

A teraz post, który początkowo wylądował w wątku "ogólnie o filmach":
---------------
Jakie kryterium przyjmujesz, że wystawiasz takiemu gniotowi jak Expendables 1 ocenę 10/10?
Stopień satysfakcji z seansu i spełnienia oczekiwań.
To jedyne istotne dla mnie kryterium. Dredd z Urbanem czy Mad Max:Fury Road mają 10/10 na tej samej zasadzie.
Mam na półce dwa wydania Blu-ray Ex1 i oglądałem go co najmniej 10 razy. Jeden z moich ulubionych filmów. Sequele nawet nie były blisko (choć ostatni zdecydowanie najbliżej).
Niektórzy wystawiają 10/10 każdym gównianym Star Warsom i jakoś nikt się nie dziwi.
Co on robił w tej ekipie, skoro
pochodzi z innej ery ?
To samo co Couture, Crews czy teraz 50 Cent? Zdaje się, że niektórzy oceniają te filmy nie jako to czym są, a jako to, czym by chcieli, żeby były przez co nie spełniają oczekiwań - czy skład z Ex1 wyglądął jak "Action stars all-stars" - no nie wyglądał - byli Sly i Dolph z oldschoolowców, Statham z młodszego pokolenia, Jet Li, którego nie wiem jak klasyfikować (bo znałem go tylko z Lethal Weapon 4

) i Couture i Crews o których nigdy wcześniej nie słyszałem. W dwójce niby Arnie i Willis mieli jakąs tam rolę, ale tak naprawdę była z dupy i na doczepkę, ale już się niektórzy cieszyli bo znanych nazwisk więcej, to film lepszy, choć tak naprawdę konstrukcja całości była niezgrabna i ze źle rozłożoną akcją. W trójce kategoria wiekowa i nacisk na młodszą ekipę położyły całośc (jedyna częśc, na którą nie poszedłem do kina, bo byłym zniechęcony już na etapie zwiastunów).
No i miałem się nie powtarzać, a znów się powtarzam - wszystko jest w linkowanym artykule
