Wrażenia na świeżo wczoraj z seansu. Przede wszystkim czuć, że film miał na celu przebić Ragnarok pod kątem poczucia humoru i to niestety w większość nie jest za dobre. Kozy to odkurzony mem z początku poprzedniej dekady i to mocno meh. Zabawny był wątek z walczącymi o uwagę Thora bronmi i żart ze składaniem ofiar z dzieci, reszta zalatuje mi już niestety cringem na czele z Zeusem ala Ferdynand Kiepski, głupkowatym komentarzem na temat śmierci bliskich Thora i przesadnym robieniem głupka z Thora i to pomimo tego, że film sugeruje to jako taki niby kamuflaż. Niestety to nie jest ten sam Thor co z Infinity War gdzie postać miała najbardziej dojrzałe budowanie postaci i niegłupie dialogi, szczególnie te z szopem. Do tego dochodzi kolejne boostowanie postaci Thora
w postaci przekazywania mocy innym
które o ile było świetnym momentem to jak w banku w kolejnych filmach Mcu zostanie to olane. Podobnie było z konkluzja Ragnaroku pod tytułem"nie jesteś Bogiem młotków tylko burz", bo w Infinity war potrzebował już StormBreakera. Bale robi co może ale raz, że jest go za mało, dwa za bardzo w końcówce popada to w tani banał. Guardianow to aż szkoda komentować, ale nie można tego pominąć. Endgame sugerowało jasno kosmiczna przygodę Thora z Guardianami w vol3 Gunna, ale Waitit
po prostu na to nasral i te postaci są na ekranie góra 15 minut
Niefajnie i mam gdzieś, że to są niby te odwrócone oczekiwania czy jak się tam teraz asekurancko usprawiedliwia w przemyśle filmowym po prostu psucie fajnych pomysłów. Na plus sekwencja w czerni i bieli
kosmiczne delfiny i debiut postaci Wieczności
Dobre też jest ukazanie mocy Thora i tyle dobrego, że reżysera nie pokusiło żeby męski Thor był kompletny przychalstem na tle Jane, autentyczna szkoda, że pod kątem czystej potęgi Hulk w mcu nigdy nie był potraktowany równie dobrze. Co do Jane to Imo wypada po stokroć lepiej niż w poprzednich Thorach, jej postać stara się coś robić a nie tkwić po uszy w kijowym położeniu licząc na pomoc z zewnątrz. Czuć, że to film Waitiego i to niekoniecznie jest dobre bo facet ewidentnie upaja się własnym stylem obrzygujac przy okazji komiksowy story arc Aarona o Goorze, który jest zwyczajnie lepszy i dojrzalszy od tego co oferuje ten film. Ten film wręcz boi się powagi bo nawet jak są wątki dramatyczne
to giną pod warstwa gagów. Inny przykład?
Po ataku Bogobojcy na nowy Asgard od razu gasi się tsmten motyw zarciochem z trupa aktorów
Wiedzialem, że będzie komicznie ale Russo potrafili najlepiej w calym mcu operować żartem i powaga, widać to szczególnie na tle takich filmów. Do tego Waitit jedzie już tak po bandzie, że mam wrażenie, że chłop po prostu nie potrafi inaczej ale udaje, że wcale nie tylko on kocha komedie. Aczkolwiek to nie pierwsy raz a wręcz zasada jak mcu podchodzi do historii na ktorych bazuje. Na pewno to nie jest jeden z najgorszych filmów Mcu, bo do Panrhera, Cap Marvel i Ant-man and the wasp były dużo gorsze. Aczkolwiek czuje już niepokój na napis głoszący, że Thor jeszcze powróci.