Obejrzałem trochę zaległych produkcji. O dziwo, "Eternals", którego nawet trailera swego czasu nie chciało mi się oglądać, nie był taki najgorszy - co nie znaczy, że był dobry
. Czarny homo ze swoim habibi i grubym dzieckiem zgrzytał [ale chyba się już przyzwyczajam do tego politpoprawnego syfu], za to numer ze stołem od ikea bardzo zabawny. I w sumie jest o najbardziej oryginalny projekt MCU od lat. Co nie znaczy, że dobry.
Średni wynik "Eternals" spowoduje jednakże raczej, że Feige będzie jechał swoją formułą przez kolejne lata. Aż ludziom się nie znudzi, a i marketing nie uciągnie.
Mam też nieodparte wrażenie, że nowe produkcje to nie byty fabularne same w sobie, a kolejne przystanki w drodze donikąd. Chyba bardziej lubiłem te wcześniejsze rzeczy typu "Cap: First Avengers", "Iron-Man 2", no i przede wszystkim "Cap: Winter Soldier". Żaden ze mnie fan Dr. Strange'a, ale czy naprawdę w całej komiksowej historii tej postaci nie ma jednej historii, która warto byłoby zekranizować bez pakowania tam Xaviera, Scarlet Witch, jakiś alternatywnych wersji innych postaci?
Osobne kilka zdań na temat "Hawkeye". Powstało to dla użytkowników tictoca chyba. To niesamowite, ale Marvelowi udało się spie.dolić to co akurat wtedy jeszcze nie tak tęczowy netflix zrobił dobrze. Kingpin z postaci pełnowymiarowej [ta ściana/ten obraz - ah], został przerobiony na jakąś karykaturę Tony'ego Soprano. Z takimi showrunnerami i scenarzystami z ewentualnych ekranizacji "Daredevil" i "The Punisher" nie wyjdzie nic sensownego. Nawet "Moon Knight" jawi się tylko jako kolejny zachowawczy projekt.