Tak ma trochę racji, aczkolwiek zawsze przy tego typu wypowiedziach rozbrajają mnie wypływające tu i ówdzie głosy "musimy dawać zarabiać kupę kasy filmom artystycznym!". Zastanawia mnie czy ludzie piszący takie komentarze przybywają z alternatywnego wymiaru gdzie kino arthouse zarabia miliardy a blockbustery jakieś grosze. Przecież wprost przeciwnie sytuacja wyglądała zawsze odwrotnie. Kiedyś były musicale, westerny a teraz superhero.
Warto zaznaczyć, że nadal powstaje masa zupełnie innego kina, a czy obrażanie się, że zarabia mniej ma sens? "Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri" to nie jest film, który kosztował aż tak grubą kasę i to nie jest film, który fantastycznie ogląda się na wielkim ekranie niczym blockbuster. Nie wiem dlaczego takie filmy mają zarabiać miliardy, skoro nie kosztowały niebotycznie dużo, koszt produkcji się zwraca, ba takich filmów powstaje sporo. Ba ten konkretny film miał jakieś 15 milionów budżetu i 160 milinów z box office, nawet jak odliczy się zarobek dla kin, i masę innych pierdół, to wyjdzie, że film na czysto zarobił jak na taki budżet niezły pieniądz.
Ktoś nienawidzi superhero i szuka innego kina? No to super, może sobie pooglądać The Green Knight i Annette z tego roku.
Pozostaje jeszcze kwestia bardzo drogich widowisk nie będących superhero ala Diuna. No dobrze to nie zarabia, pytanie czy tu nie chodzi, że po prostu mocne ambicje artystyczne właśnie w połączeniu z ogromną kasą niestety aż tak nie działają. Inne filmy niż superhero, które sobie radzą finansowo to Bondy i szybcy i wściekli, ale 2049 pada w box office sromotnie... Dobre to dla kina nie jest, ale nie zwalałbym tutaj winy na kinowego Marvela. Hard sci-fi nie działa jak magnes na ludzi w kinie a najlepszym przykładem tego jest sw, które niby sci-fi ale jednak fantasy w kosmosie i stąd taka kasa. Analogicznie zarobkowo Matrixy radziły sobie zawsze gorzej od Gwiezdnych Wojen.
Co do zombie, to koleś zbyt mocno popada w typową polaryzację. Ludzie oglądają raczej różne filmy, sam lubię Blade runnera 2049 i nie mam też nic przeciw komiksowemu kinu. Jak dla mnie gość jest sfrustrowany i zawiedzony, że o Diunie tyle się nie gada, no i tutaj złość spada na kino stricte superhero. Coś jak Scorsese przy Irlandczyku. Jasne pod kątem artystycznym miał pewną rację, ale nie czarujmy się też, że niby nie chodziło o różnice pokoleń. Spielberg i Lucas to kręcili filmy również do rozerwania się ale to dobrzy kumple Scorsese, więc ten słowem się nie zająknie źle na ich temat, a w sumie można by było wyciągnąć to i owo. Przykładowo Star wars to w sumie bardziej wpływowe niż aż tak dobre filmy same w sobie. Momentami dialogi kompletnie tam leżą i mam na myśli tutaj wszystkie 6 filmów.
Wracają do Diuny. Dam Denisowi zarobić, po części się z nim zgadzam, a po części takie wypowiedzi jak dla mnie nakręcają karuzele płaczów i jęków jak to trzeba wspierać super niezależne kino i kiedyś to było lepiej.
W rzeczywistości w tym mitycznym "kiedyś" to w dekadzie lat 60 powstało ponad 100 filmów z gatunku westernu i familijna historia o E.T dosłownie finansowo zamordowała Blade Runnera i The Thing.