Ciekawie czy słusznie, bo w pewnej kwestii rozumuję, żę "Masters of the Universe: Revelation" jest sequelem sławetnego, prawie 40-letniego, serialu animowanego pt. "He-Man and the Masters of the Universe" a.k.a. ,,mocy przybywaj!", stąd tak krótki 5-odcinkowy, nazwijmy to, ,,pierwszy rozdział" tejże kontynuacji. Sprostujcie to moje geekowskie rozkminianie, jeśli źle rozumuję, gdyż starego dobrego He-Man widziałem ,,za dzieciucha", tylko urywkami, więc nie ukrywam, że kompletnie nie wiem o co w tym fantastycznym Uniwersum chodzi. No ale ,,dej Pan spokój", przecież było ,,... Na potęgę posępnego czerepu, mocy przybywaj!" Kij od szczotki w ruch i miało się swoje pięć minut, będąc tym mega He-Manem! Ha! Jak to się mówi, to były czasy.
Tak na pierwszy rzut oka (na ten pierwszy, pierwszy rzut oka!), netflixowy He-Man, nie wygląda dobrze: ajć, jak me patrzałki ujrzały ilość odcinków przypisanych temu serialowi, to stwierdzam: chyba odpuszczę. Typowe gryzipiórki, gogusie w melonikach, z fajeczką w kącikach ust - to przykłady tejże korpo-polityki planującej emisję nowej odsłony przygód He-Mana. Może się mylę, i nie jest tak źle? Ale 5 odcinków? Ale, że co? Puszczenie tak skąpej odsłony animacji, to chyba zagrywka ,,biznesowa", a może... niekoniecznie? Łej Panie, chcesz obejrzeć kolejne epizody? Taaa, wykup abonament, gdy za miesiąc lub dwa wyjdą następne odcinki.