Czy rewelacyjny, twardy i surowy "Joker" Todda Phillipsa powinien otrzymać swój sequel? I tak i nie. Na tak przeważają głosy i opinie za tym, że wielu z nas, jako miłośnicy adaptacji komiksowego Uniwersum DC, z nieskrywaną chęcią ujrzałoby, na wielkim ekranie, kolejne historie z życia Arthura Flecka, w których zaznaczyłby się jakiś klasyczny dla niego, zaczerpnięty z komiksu, przeciwnik - superbohater, np. młody, dorosły Bruce Wayne w wieku studenckim, scalający się ze swoim nietoperzastym przeznaczeniem. Na nie biją solidnie, z kolei, zdania zwykłych widzów kojarzących z ,,tamtych lat" kina postać Jokera, oraz opinie geeków, entuzjastów popkultury zanurzonych w temacie - sądzący, że tak genialnie uwydatniający sylwetkę Jokera film powinien być tylko jeden, bez żadnych sequeli i innych gościnnych ról Arthura Flecka w różnych obrazach kinowych WB/DCEU...
Znakomitością łamiącą schematy kreacji postaci: znanych z różnych gatunków i uniwersów tematycznych sylwetek, będącą wyjątkową częścią filmu "Joker" jest taniec Arthura Flecka na szerokich, stromych schodach gdzieś w Gotham (chyba przy wejściu do Metra), i przejście przez stację Metra Arthura w zwolnionym tempie i ze specyficznym objęciu kamerą jego postaci wraz ze zmianą planu kadru. Toż to poezja, artyzm, sztuka!