Joker
Na seans wybrałem się i ja. Moje oczekiwania od samego początku nie były zbyt wielkie, jednak z każdym kolejnym tygodniem mój apetyt rósł. Zapraszam do przeczytania krótkiej mini-recenzji.
Zacznę od w moim mniemaniu największej wady produkcji. W Jokerze za mało czasu przeznaczono na ukazania szerszego kontekstu społecznego, dowiedzieliśmy się - system posiada wady, rysy, ale co tak naprawdę dzieje się w tym czasie w Gotham?
Z gazet i telewizji czytamy o pladze szczurów, możliwości zachorowań na dur brzuszny, z samego seansu poznajemy impulsy jakie wibrują w szerokich spektrum kultury. O małych i większych zachowań agresji, atakach na zwykłych ludzi, przestępstwach.
Reasumując? Nic wyjątkowego jak na miejsce akcji. I teraz punkt krytyczny. Nie czułem iż to co wyprawia główny bohater może w kontekście poprowadzonym w filmie spowodować impuls dla tych wszystkich w większości młodych, gniewnych jednostek. Skoro w wielomilionowym mieście co chwila dzieją się złe rzeczy, gwałty, morderstwa, napady to dlaczego akurat w masce klauna zapala się iskra rewolucji?
Od zabójstwa trzech chłopaczków szukających nocnych wrażeń? Czy wystarczyła tylko informacja, iż byli pracownikami Wayne Enterprises? A może to dosadny ton samego prezesa spowodował reakcję tłumu?
Joaquin Phoenix. Rola Oscarowa? Nie mnie to oceniać, dla mnie te nagrody od dawna rozdawane są według jakiegoś ukrytego, nikomu nie znanego klucza. Jedno jest pewne. Tak wyrazistej kreacji w 2019 roku raczej nie uświadczyliśmy. Joker to całkowicie inny bohater od tego co znaliśmy z poprzednich filmów czy komiksów. W tym wypadku poznajemy kompletnego amatora tężyzny fizycznej, kruchego niczym wróbelek, oderwanego od świata i rzeczywistości. Rola jest na tyle niejednoznaczna iż czasami odnosiłem wrażenie iż Phoenix błagalnie woła - pomóżcie mi, aby w innych fragmentach dać się przekonać iż główny bohater tak naprawdę czuje wstręt do wszystkiego co go otacza i najchętniej zamknąłby się w skorupie niczym żółw, ograniczając kontakty ze światem zewnętrznym do minimum. Fizyczność odgrywała znaczącą rolę, samo granie ciałem wypadło doskonale, a sylwetka momentami szokowała. Te żebra praktycznie wyrywające się ze skóry, kości... Niesamowita kreacja. Dodając do tego sytuacje (szpilki) jakie wpływają na zmiany w strukturze psychologicznej Jokera (
reakcja po przeczytaniu listu, akta z Azylu Arkham, zwolnienie z pracy, fragment pokazu w reality show, pobicia
) krok po kroku oglądamy jak zatraca się on w swojej chorobie i szaleństwie zarazem.
Do jednego jestem absolutnie przekonany, muzyka wytworzyła totalny klimat grozy. Była po prostu elektryczna, napięcie nią spowodowane wywoływało iskry. Ciężka, niepokojąca, depresyjna, melancholijna... Brakuje słów aby opisać przeżycie obcowania z nią przed ponad sto dwadzieścia minut.
Finał miał swoje pozytywne przesłanie, jednak pojawiły się w nim pewne niepotrzebne elementy. Z jednej strony Joker w końcu znajduje uznanie za swoje "występy", czuje się w tej roli spełniony. Natomiast z drugiej niepotrzebnie dodano na koniec patos wokół jego osoby. Powstrzymywano się od tego tyle czasu, aby na koniec ugiąć się pod naciskiem.
Na ten moment nie za bardzo wiem jak traktować film. Jako solowe wydarzenie? Czy oczekiwać na kontynuację? Po sukcesie można brać to za pewnik. Tylko czy aby naprawdę jest to potrzebne? Jokerem Phoenix'a może być każdy z Nas... Bez wyjątku. Bez innych łotrów, znaku nietoperza na niebie, bez całej popapranej więzi pomiędzy Batmanem a Klaunem... To takie oczywiste...
Nie podejmuję się oceny. Dla mnie to film zarówno genialny jak i niebywale dołujący, trudny do zrozumienia. Po seansie można czuć się zmęczonym, co jednak nie ma w sobie absolutnie negatywnych założeń. Po prostu porusza pewne uśpione styki, maltretując przy tym nasze samopoczucie.
Joker bez wątpienia jednak przeszedł do historii kinematografii. Złamał wszelkie bariery i mity jakie obracały się wokół okołokomiksowych produkcji.