Zastanawiałem się przez moment nad wątkiem pt. "serialowe guilty pleasure", ale jest wątek "Gotham" toteż zawęzimy.
W lutym 2019 roku napisałem, że "Gotham" to słabo zagrany serial z kiepską fabułą. Formalnie wypadałoby to oświadczenie powtórzyć, ale.
Przed zdjęciem z Netflixa zdążyłem przerobić nieco ponad dwie serie i za drugim podejściem chyba jednak nieco zmieniłbym opinię.
To znaczy, o ile fabuła jest dziwaczna, gra aktorska albo przerysowana albo niedorobiona i generalnie pod względem formalnym bywa biednie, o tyle odkryłem, że ta produkcja ma pewne atuty.
Po pierwsze to absolutnie przeszarżowany, ale przez to w jakiś absolutnie pokręcony sposób wiarygodny Pingwin. Jeżeli założyć, że oglądamy ekranizację fikcji komiksowej i do tego takiej przełożonej na mały ekran bez znieczulenia (tzn. np bez ugrzecznionych na potrzeby małego ekranu kostiumów tylko z walącymi prosto po oczach komiksowo/operowymi wdziankami), to Cobblepfuj wpisuje się w ten teatr telewizji w 100%. Koleś jest pokraczny, z problemami emocjonalnymi, jego relacja z matką jest minimum dziwna i w całym tym bałaganie nie widać żeby to było grane. Wczuł się chłop w tę porąbaną rolę i tyle.
W drugiej kolejności niemal autoparodystyczny, sprawiający wrażenie lekko autystycznego, ale o niebo lepszy od swojej filmowej wersji ("Ptaki nocy i tzw. emancypacja HQ") Victor Zsasz. Tego świra doceniłem dopiero po filmie kinowym gdy zorientowałem się jak można nie dobrać aktora i położyć postać. "Gotham" zrobił to lepiej.

Honorowo wymieniłbym też Baśkę Kean, której ewolucja jest tyleż przerysowana co komiksowo dopuszczalna. Od dziewczyny Gordona do... kogoś innego. Polubiłem blondzię i nie zamierzam za to przepraszać.

Zresztą przy okazji Baśki należałoby wspomnieć, że ten serial oferuje kilka tzw. silnych babek, którym od czasu do czasu można przez chwilę pokibicować (przynajmniej dopóki nie przegną, ale cóż - winię pisany na grzybach od Ivy scenariusz

).
Poza tym mimo ewidentnie drewnianego aktorstwa lubię też młodego Gordona. I Bullocka (którego komiksowa wersja jakoś zawsze mnie odstręczała). Przez chwilę nawet lubiłem Kotkę, póki nie zrobiła się zbyt widocznie zmanierowana.
Co do zasady w tym niedorobionym serialu z przewagą drętwego aktorstwa postacie dają się lubić. No dobra. Niektóre postacie. Na ten przykład powtarzając sobie wczoraj Białego Rycerza zorientowałem się, że w przypadku Alfreda słyszę głos S. Pertwee`ego, który niekoniecznie wyglądając na lokaja pozwolił uwierzyć, że nim jest.
Fabuła? Bywa dosłownie poroniona i dopiero w tym momencie, po przeniesieniu tego na ekran człowiek tak naprawdę orientuje się co takiego czyta kupując historyjki obrazkowe. Dopiero absurd lejący się z telewizora daje pięścią w nos i każe na serio zastanowić się nad dokonanym wyborem w zakresie hobby.

W każdym razie pierwsza seria na dzisiaj wydaje mi się być jeszcze najbardziej sensowna i choć trochę ciążąca ku zdrowemu rozsądkowi; może nawet tak odrobinę w klimacie "Gotham Central", gdzie klasyczna gangsterka dopiero powoli i krok po kroku zaczyna oddawać pole świrom w kostiumach rodem z magazynów teatralnych.
Ale czy to sprawia, że "Gotham" to dobry serial? Obiektywnie? Nic z tych rzeczy.
Czy da się go oglądać i mieć z tego frajdę? O wstydzie! No cóż...
Nie ze względu na logiczną fabułę. Nie z racji wybitnych kreacji aktorskich. Ale dla tych paru postaci i z potrzeby oderwania się na koniec dnia od wymogów zdrowego rozsądku - być może nawet i owszem.
Być może komiksy odmóżdżają. Być może przyznanie się do faktu pt. "Oglądałem Gotham (częściowo) po raz drugi i za drugim razem podobało mi się bardziej niż za pierwszym" jest pierwszym krokiem na drodze ku uświadomieniu sobie problemu i ku wyjściu z tego wyniszczającego nałogu (

). Pewności mieć nie mogę.
Wiem natomiast, że w tej niedomagającej i porąbanej produkcji jest coś co nie pozwala jej automatycznie odrzucić, szufladkując w kategorii "dno, dwa metry mułu i wodorosty" (choć tak w sumie to nie da się ukryć, że "Gotham" cały czas balansuje na pograniczu kiczu i co jakiś czas ową granicę brawurowo przekracza).
A że w całej tej przydługiej pisaninie nie wspominam młodego panicza Bruce`a?
Ot, irytujący dzieciak z niego. Nic dziwnego, że wyrósł na takiego Batdupka.

P.S. Ecco miała naprawdę fajne stylówy

W miarę obiektywna ocena jako produkcji telewizyjnej? 5,5 może 6/10. W kategorii oglądane z wyrzutami sumienia, ukradkiem przy zasłoniętych żaluzjach, tak żeby nikt nigdy się nie dowiedział? 6,5/10.
Zdecydowanie nie dla każdego - jeżeli posiada się gust, niedomiar wolnego czasu i szczyptę zdrowego krytycyzmu - lepiej odpuścić.
Natomiast jeżeli gustu brak, krytycyzm odleciał w siną dal a i czas się znajdzie? Cóż.
Serial właśnie zleciał z ramówki toteż prędko się nie dowiecie.

Potwierdzam. Chyba najbardziej odrażająca wersja klauna. Przynajmniej z tych, które widziałem.