No ale wojna jądrowa (co nie jest synonimem wojny atomowej) to coś spowodowanego wyłącznie działalnością człowieka. Coś kompletnie nieznanego i tajemniczego. Nie znamy sytuacji, w której kraj atakuje tego rodzaju bronią wroga, który może odpowiedzieć tym samym. Nie znany wymiany ognia o takiej potędze. Eksplorujemy na tysiące sposobów obszary hipotetyczne, tworzymy scenariusze Nieustalonego, więc - zbierając to wszystko do kupy - jak najbardziej poruszamy się w obrębie science fiction.
Jakie znaczenie ma, że żyjemy w cieniu takiej wojny, skoro za SF uważa się filmy, które dzieją się w warunkach już dzisiaj osiąganych. Choćby Grawitacja z 2013; w tym filmie przedstawiona zostaje hipotetyczna sytuacja związana z działalnością techniczną człowieka, dlatego jest to SF. Gdybyś napisał w przededniu lądowania na Księżycu powieść o eksploracji naszego naturalnego satelity, byłbyś pisarzem SF. Tak naprawdę jeśli napiszesz dzisiaj taką powieść, to nadal będziesz pisarzem SF, bo poza wbiciem flagi i zabraniem kilku kamyków, tośmy Księżyca nie pozwiedzali (mówię o swobodnych wycieczkach ludzi po jego powierzchni, a nie łazików).
To, co już się wydarzyło, a zostaje przeniesione na ekran (np. Apollo 13 z 1995) już SF nie jest.
Dla mnie te definicje są czytelne. Inna sprawa, że czasem elementy SF nie są dla mnie decydujące o uznaniu całego tworu za dzieło z tego gatunku, ale nie chcę powtarzać tego, co napisałem parę postów wyżej.