Oczywiście Bender ma rację, co nie zmienia faktu, że filmy Nolana ogląda się przyjemnie. Jeszcze zanim nastała wszechdominacja MCU, bardzo krytykowałem Nolana za to, że jego filmy udają mądre, a raczej, że wpędzają widzów w przeświadczenie, że to oni są mądrzy. Nasycenie filmów pozornie zaskakującymi zwrotami akcji (w dosłownie każdym jego filmie) wywoływało w widzach przeświadczenie, że są mądrzy, bo "załapali".
(PS: identycznym pod tym względem reżyserem jest Dennis Villeneuve)
Nie znaczy to jednak, że filmy Nolana nie były doskonałe technicznie. Artystycznie - nic odkrywczego, jednak wysoki poziom wizualny oraz dźwiękowy był trzymany (może z wyjątkiem niezrozumiałego bełkotu aktorów, dobrze, że są subtitles), poza tym, filmy te, w hollywoodzki, dość kiczowaty sposób, "trzymały w napięciu", pod tym względem były całkiem niezłymi tzw. thrillerami.
Do tego, w okresie największej popularności nolanowych Batmanów (tj. 2008-2012 r.) narzekałem, że nolanowy fanfic nt. m. in. Jokera zdominował zbiorową świadomość. Nagle zwyklaki nic nie mające wspólnego z komiksem zaczęły się wymądrzać, że "tak właśnie powinien wyglądać Joker", "najlepszy Batman" itd. Gadały, że TDK fajny, bo "mroczny". Wymądrzali się, że "tak naprawdę to nie film o Batmanie, ale o Jokerze", podczas gdy w rzeczywistości to film o przemianie Harveya Denta.
Obecnie jednak, po Avergersach (2012) i totalnej dewastacji, jaką Marvel od Disneya wyrządził w kulturze popularnej, zaczynam doceniać Nolana. Nie dlatego, że stał się lepszy (zwłaszcza, że patrząc na Interstellar i Dunkierkę, stał się nawet gorszy), ale poprzez porównanie. Wyprane z emocji, sterylne Batmany Nolana to coś, co w erze obecnej plastikozy od MCU, przywitałbym bardzo chętnie z powrotem. Przy okazji: zauważyliście, że ludzie, którzy hejtują Snydera i mówią, że "BvS jest zły, bo mroczny, a filmy superhero powinny być radosne i pozytywne" to często ci sami ludzie, którzy wychwalali Mrocznego Rycerza "dobry, bo mroczny i poważny"? Zastanawiające.