Incepcja to sztandarowy przykład marnowania potencjału tematyki i scenariuszowego zakalca. Przez pół filmu tłumaczą zasady na których wszystko się opiera, po czym, gdy przychodzi co do czego okazuje się, że nie, jednak nie, akurat w tym przypadku jest inaczej. No i skoro mamy tematykę snów, to można zrobić maksymalnie odjechane rzeczy ale... nie, bo podobno w tym śnie delikwent ma się nie połapać, że to sen, więc jest dośc realistycznie, przy czym wcześniej powiedziano że we śnie dziwne rzeczy uznajemy za normalne, więc jednak można było odlecieć bardziej, ale... Nope. Za to zapodamy maksymalnie nudną scenę akcji z narciarzami, bo na tym się najwyraźniej kreatywność Nolana kończy. Ehhh...
To był mimo wszystko i tak jeszcze w miarę niezły film (zwłąszcza gdy porównać z Dunkierką), choć rozczarowany byłem srodze, ale jak słyszę, że ktoś się nim podnieca jak ósmym cudem świata i umieszcza w Top wszechczasów, to ręce opadają.
Dunkierka okazała się drętwym filmem o grupce statystów na plaży, łódce i samolocie. Skali wydarzeń nijak nie czuć, bohaterów mam od początku do końca w dupie, mieszanie z chronologią niczemu nie służy, muzyka jest beznadziejna, starcia powietrzne potrafią zanudzić, ale mimo wszystko Nolan jest w stanie poprowadzić całośc na tyle sprawnie, że jakoś się to ogląda (zdjęcia bywają ładne, choć razi sterylność). Mimo to z taką "Furią" przegrywa z kretesem nawet biorąc pod uwagę jak bardzo jest skopane zakończenie filmu Ayera. Pewnie dlatego, że "Furia" ma bohaterów, krew, charakter, "Dunkierka" nie ma żadnej z tych rzeczy.
5/10 obejrzeć/zapomnieć
Dopiero w zeszłym roku obejrzałem w końcu Interstellar i jak to u Nolana - ogląda się to niby całkiem dobrze, film świetnie wygląda, aktorsko też spoko, ale im dalej w las tym gorzej, łopatologiczna ekspozycja miejscami daje popalić, a niektóre rozwiązania fabularne są z rodzaju solidnych WTFów. I o ile motyw z wpadnięciem za półkę z książkami sam w sobie jest fajnym twistem (choć absurdalnym), tak już to co następuje dalej psuje ogólne wrażenie z całości.
Ocena w trakcie seansu oscylowała w okolicach 7, ale w finale spadła na 6/10 , przynajmniej nie czułem rozczarowania marnowaniem potencjału tematyki jak w Incepcji, za to były emocje których zabrakło w Dunkierce. Najbardziej odczuwalne w scenach z młodszą wersją Murph, bo niestety nie lubię Chastain i również tutaj mnie nie przekonała, choć drażniła może nieco mniej niż zwykle (co prawdopodobnie wynika z tego, że polubiłem postać w dziecięcej postaci i emocje z tym związane z nią pozostały, nie pozwalając przeważyć niechęci do Chastain). Ogólnie całość zdecydowanie za długa i bardzo wątpie, bym miał po to kiedyś sięgnąć po raz drugi. Rozkminiać od strony scenariusza też nie mam zamiaru bo coś mi mówi, że wtedy ocena poleciałaby w dół.
PS> design robotów był dla mnie kompletnie poroniony i w ogóle mi sie nie podobał, praktycznie wytrącając z mnie z filmu za każdym razem, gdy się pojawiały.
...
Do TDK włącznie Nolana miałem w ścisłym top ulubionych reżyserów, a teraz kolejne jego filmy czekają latami, aż je obejrzę.