Nie ważne ilu naganiaczy będzie kłamać i podjudzać nazywając fandom Snydera "toksycznym", nie zmieni tego jakie są fakty.
Gdybym został kiedyś twórcą, popłakałbym się ze wzruszenia mając takich fanów jak Zack Snyder.
Może i przejrzałem w końcu na oczy, a może dostrzegłem pewną subtelną różnicę; może sam w końcu nie wiem, jak to jest, ale doszedłem do wniosku, że miłośnicy, entuzjaści czy też fani - jak kto woli - MCU a fani Kinowego Uniwersum DC Comics, to dwa różne bieguny, jakby istniały ,,plusy dodatnie i plusy ujemne" tego samego problemu. Nerdzi oddani sprawie MCU sympatyzują z wizją, ideą tego Uniwersum, i tym co i w jakim stylu prezentuje 23 filmy z jego Kanonu. Fani Kina Uniwersum DC Comics, to przeważnie fani filmów zapoczątkowanych w 2013 roku wzwyż, obrazem "Man of Steel"; Bracia Nolan ze swoją przenikliwą trylogią Mrocznego Rycerza sytuują się gdzieś poza Kanonem kina adaptującego realia, wydarzenia i wątki DC Comics, tak sądzę, gdyż uważam ich filmy za eksperyment i swego rodzaju studium psychologiczno-społeczne przypadku Batmana. Tak to już jest, stąd ta dychotomia. Sympatycy Kinowego Uniwersum czy też Kanonu DC, to sympatycy Zacka Snydera. I jest to nic innego jak przykład siły jednostki, oddziaływania jej talentu, specyfiki twórczości na wszystkich fanów, na całe Uniwersum! Geek uwielbiający MCU to geek uwielbiający... MCU, jego aktorów, dokładność procesu realizacji filmu - tę jego ,,pompatyczną blockbusterowość", a nie pojedynczego reżysera, scenarzystę, którego dla danego z kilkudziesięciu dzieł MCU - oprócz braci Russo - przeciętny fan, ba, doświadczony chyba też, po prostu nie zna.