Fani Snydera nie są zarządcami korporacji istniejącej na rynku od końcówki lat 30', tylko grupą konsumencką. Zarzucanie jakiekolwiek winy grupce internatów za decyzję giganta medialnego odpowiedzialnego za produkcję filmów to najlepszy dowcip jaki usłyszałem w tym roku.
To nie jest zarzut do fanów, tylko sugestia, że jeżeli większości ludzi ten kierunek nie przypasował, to może jednak kierunek artystyczny obrany przez reżysera i studio nie jest tym właściwym. No a jak wiemy na podstawie MCU filmy mogą znacząco wpłynąć na żywotność marki.
Użyłem określenia "chłodnego realizmu" w kontekście wyglądu filmów i sposobu przedstawienia postaci. To że film przedstawia fantastykę, nie znaczy że nie może być realistyczny, a jeśli nie przedstawia fantastyki, nie znaczy że zawsze jest realistyczny.
W podejściu Snydera podobało mi się, że tak dużo czerpał z Batmana Ch. Nolana, jednocześnie łącząc nolanowski realizm i przyziemność z komiksowym bullshitem. Superman nie daje rady odciągnąć walki z Zodem poza Metropolis, więc miasto siłą rzeczy musi paść ofiarą wojny. Jonathan Kent woli umrzeć niż ujawnić moce nastoletniego syna, bo dobrze wiemy że w realnym świecie w moment Kal-El zostałby pojmany i zamknięty w laboratorium. Superman budzi mieszane uczucia i nieufność, zamiast przyjęcia go z otwartymi ramionami przez świat jak w bajkowej wersji R. Donnera. Obie koncepcje lubię, ale gdyby nie Snyder, nikt nie odważyłby się nigdy pokazać tej pierwszej, raczej Christopher Nolan nigdy za Supermana by się nie wziął. Zarzutów części fanów, jakoby Superman Snydera był przeciwieństwem tego z komiksów nie popieram. Został pokazany pod innym kątem, ale wciąż czerpiąc motywy z przepastnej historii tej postaci. Poszukiwanie swojej drogi, niefortunne pierwsze kroki w roli superbohatera, desperackie zabójstwo Zoda, wszystko to znajdziemy na kartach komiksów.
Rola B. Afflecka jako Batmana jest świetna z tych samych powodów co wersja Christiana Bale'a. Dzięki realistycznemu podejściu do pokazania bohatera z przeżyciami takimi jak Batman. Komiksowy Bruce Wayne już dawno powinien przeżyć załamanie nerwowe lub zmienić się w złoczyńcę. Nolan i Snyder nie pokazali niezniszczalnego geniusza i oddychającej deus ex machiny z komiksów, tylko prawdziwych ludzi, i to jak w naszym świecie najprawdopodobniej zachowywałby się Wayne, jaką drogę by musiał przejść i jak to by go w końcu ukształtowało.
Choć BvS prezentuje Batmana w dobrej jak na swój wiek kondycji fizycznej, psychicznie jest w punkcie w którym był Wayne w The Dark Knight Rises przed walką z Banem. To retard po czterdziestce, mający już tylko wiernego lokaja. Lata jałowej walki z przestępczością zmieniły go w frustrata i ksenofoba, oraz mocno podkopały moralny kodeks. Moim zdaniem to jedyny realistyczny sposób na pokazanie Batmana po 40. Jego podejście do Supermana w BvS jest dla mnie w pełni zrozumiałe, oraz stanowi ciekawy środek w którym panowie się spotkali - zagubiony i niepewny swojego miejsca Superman vs. zmęczony i cyniczny Batman.
Realna tematyka w fantastycznym świecie DC to żadne novum. Mi się nie widzi po prostu utożsamiania poważnej problematyki z jakimś fetyszem wszechobecnego ciemnego filtra, prawie zerowego poczucia humoru i pogody ducha. Mieliśmy już "Nową Granicę" Darwyna Cooke'a gdzie polityczne problemy epoki lat 50 i 60 miały realny wpływ na metaludzi. Był Makkartyzm, apartheid, temat imigrantów, echa 2 wojny światowej. Ba, nawet główne zło jest tam inspirowane ponurą mitologią wielkich przedwiecznych Lovecrafta. Tematyka ważka, będąca ważna pocztówką minionych dekad zawirowań społecznych, ale bez podlania sosem weltschmerzu, zamiast tego było sporo entuzjazmu i dobrej energii bijącej od bohaterów.
"Przyjdź Królestwo" Marka Waida opierało się na starciu młodych, gniewnych, "lepszych" herosów którzy wiedzą lepiej z generacją starych bohaterów. Pogoda ducha też biła od całokształtu chociaż nie obyło się bez dramatów na kartach tej opowieści. Pomimo tego całokształt i wymowa tej historii to dokładna opozycja do takich "Watchmen". Na ironię też był tam obraz podstarzałego, zmęczonego życiem Batmana.
Co do Supermana, to jego wizja bardziej czerpie z "Injustice" a nie tak transparentnych tytułów dla tej postaci jak "Superman na wszystkie pory roku", "All Star Superman" czy nawet "Czerwony Syn", który też porusza tematy podobne do Snydera ale robi to zdecydowanie subtelniej, a to historia rozgrywająca się głównie w ZSRR, czyli niezbyt przyjaznych realiach.
Mi nie przeszkadza poważna tematyka w filmach Snydera, tylko fatałaszki w jakie to ubiera. Wręcz powodująca spłaszczenie całości. Jak ma być poważnie, to bez żartów, w ciemnych filtrach, no bo tak właśnie wygląda powaga. Jego wizja głównie czerpie z "TDKR" Franka Millera, z pominięciem tych bardziej niosących pogodzę ducha aspektów uniwersum DC. No i spoko miał prawo do takiej wizji, a innym ma prawo to nie leżeć.
No Batman Snydera to istotnie retard, skoro chce się pozbyć kolesia z powodu zaistnienia 1% tego, że stanie się zły. To równie dobrze wcześniej trzeba się pozbyć WW. No a potem samemu strzelić sobie w swoją batmanią potylicę. Zgoda, że przyjęcie Supermana nie byłoby pewnie w 100% podlane hurraoptymizmem, ale Snyder idzie w skrajności.
Śmierć przybranego ojca Supka z punktu widzenia o jakim piszesz też mądra nie jest. To powinien się załatwić razem z Marthą Kent- czyżby nie pomyślał o tym, że mogą chcieć wyciągnąć informacje od biednej Marthy? No i Supek w momencie ujawnienia nie zostaje pojmany- co prawda w MOS rozmawia z jakimiś ważniakami wojskowymi, ale nie odbywa się to w tak histeryczny sposób jak widział to stary Kent.
Realizm to niekoniecznie jest zgorzkniałość. To już bliżej realizmu jest tragikomedia a nie szarobure sztywniactwo Snydera. Poza tym gość irytuje mnie tym, że tak bardzo zapomina się w swoim stylu, że niezamierzenie popada momentami w śmieszność. Choćby osławiona już scena gdzie Gacek reaguje na imię matki Supka, no a przez niezręczność tego, że obydwie mają tam samo na imię i retrospekcje śmierci rodziców Wayne'a w tle wypada to komicznie z sugestią jakby Batman myślał, że jego rodzicielka żyje. Tak wiem co ta scena ma oznaczać. Bruce uświadamia sobie, że Superman mimo wszystko jest czyimś synem a jego matka jest zagrożona tak jak jego, ale wydźwięk tego w praniu dla niektórych ludzi był cokolwiek dziwaczny w takim sensie jak piszę.