Rozumiem do czego piją ludzie zarzucający podobieństwa do Nolana przez ten quasi realizm ale mi całość pachnie bardziej... Fincherem.
Film wygląda na dużo bardziej brudny, uliczny niż u Nolana. Wayne w stroju Batmana bez maski wygląda tutaj sam jak człowiek w jakiś sposób przerzuty przez życie, na wiecznej krucjacie.
Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu, ale takie mam skojarzenia na obecną chwilę. Nie dziwne, że idą w takim kierunku bo jednak pseudo realizm zapewnił Batmanom Nolana sporą publikę i renomę nawet u ludzi, którzy zwyczajowo na co dzień za super-hero nie przepadają.
To, że są podobieństwa nie znaczy, że to musi być odtwórczy w stosunku do Nolanverse film. Jokera też można by było tak określić po zwiastunach, a sam film był skrajnie inny i do tego stopnia przyziemny, że trylogia Nolana jawiła się przy nim jak rozbuchana bajeczka.