Prawie AvengersLista filmów:
Captain America (1944)
Captain America (1979)
Captain America II: Death Too Soon (1979)
Captain America (1990)
The Incredible Hulk Pilot Movie (1977)
The Return of The Incredible Hulk (1977)
The Incredible Hulk Married (1978)
The Incredible Hulk Returns (1988)
The Trial of the Incredible Hulk (1989)
The Death of the Incredible Hulk (1990)
Hulk (2003)
Dr. Strange (1978)
Nick Fury: Agent of S.H.I.E.L.D. (1998)
Captain Americadata premiery: 1944
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Elmer Clifton, John English
Pierwszym filmem przedstawiającym perypetie superbohatera ze stajni Marvela (wtedy jeszcze
Timely Comics), był
Captain America, a debiut ten nastąpił już w
1944 roku! Oczywiście, nie obyło się bez zmian w stosunku do komiksowego pierwowzoru. Kapitanem był prokurator
Grant Gardner, i mimo że przywdziewał fikuśne wdzianko, to charakterystyczną tarczę zamienił na zwykły pistolet! Film tak naprawdę był serialem kinowym, składającym się z piętnastu rozdziałów, każdy trwał około 15 minut, pierwszy odcinek był dłuższy o 10 minut. Każdy rozdział, oprócz oczywiście ostatniego, kończył się cliffhangerem. Albo Kapitan, albo ktoś z jego towarzyszy, nagle stawał w obliczu poważnego zagrożenia, a jak cała sytuacja się rozwiązywała, dowiadywaliśmy się w pierwszych minutach kolejnego rozdziału. Niestety, zazwyczaj sytuacje wyglądały tak, że mieliśmy ujęcie na Kapitana w jakimś budynku, po czym pokazywano, jak budynek ten wybuchał. Kolejny odcinek powtarzał te sceny, ale w między czasie okazywało się, że Kapitan spokojnie zdążył opuścić miejsce zagrożenia. Tani chwyt, niestety sporo nadużywany, przez co kolejne sytuacje nie budziły już takiego napięcia, bo i tak wiemy, że twórcy mają jakąś scenkę w zanadrzu. Sama konstrukcja odcinków była dość prosta, najpierw trochę gadania, zarysowanie sytuacji i zaczynała się akcja. I trzeba przyznać, całkiem nieźle to wypadało! Mamy sporo scen walki, głównie przysłowiowe "lanie się po pyskach", nasz Kapitan także dość często obrywa, sam jednak nie ma obiekcji przed bezkompromisowym podejściem do przeciwników, nawet zdarzy mu się jakiegoś złola zrzucić z klifu czy okna wieżowca. Trzeba przyznać, jak na czasy kiedy powstał, film był dość brutalny, pojawiły się choćby sceny tortur. Do tego nieźle wypadają efekty specjalne, sporo tu wybuchów, jest nawet zawalający się wieżowiec, a na deser otrzymujemy całkiem nieźle sfilmowane pościgi samochodowe!
Captain Americadata premiery: 1979
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Rod Holcomb
Captain America z 1979 roku, jak sporo ekranizacji Marvela z tamtych lat, był filmem telewizyjnym nie najwyższej jakości. Film jest nudny, przegadany, choć parę scen akcji się tu oczywiście znalazło, w tym pojedynek Kapitana na motocyklu z helikopterem. Sam Kapitan, w tej roli
Reb Brown, nie obudził się z dłuższego snu, choć motyw z otrzymaniem serum potęgującym możliwości fizyczne już tutaj występuje. Nasz bohater otrzymuje jeszcze odpowiednio stylizowany motocykl z napędem rakietowym, strasznie kiczowaty kostium, z kaskiem motocyklowym w komplecie, co prezentuje się niezbyt dobrze. Jest też tarcza! Półprzezroczysta, wygląda jakby była wykonana z najtańszego plastiku, czy wręcz folii! Ale za to posiada właściwości bumerangu. Film straszny, ciężki w odbiorze, choć z niektórych scen można się pośmiać, a i znalazło się tutaj parę przyzwoitych popisów kaskaderskich.
Captain America II: Death Too Soondata premiery: 1979
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Ivan Nagy
Bezpośrednia kontynuacja wcześniejszego filmu z
Rebem Brownem, o dziwo, kapkę lepsza. Dzieje się z pewnością więcej, Kapitan używa wreszcie tarczy jako bumerangu, biega po plaży, walczy z wózkami widłowymi, rzuca motorem i sam skacze jak kangur. I jeszcze dodatkowo lata na lotni. W roli szwarccharakteru wystąpił
Christopher Lee, co można jak najbardziej potraktować za plus, a tych jest niestety niewiele w tym wątpliwej jakości "dziełku".
Captain Americadata premiery: 1990
budżet: ok 3$,
Box Office: ?$
reżyseria: Albert Pyun
Kolejny film poświęcony Kapitanowi opowiada całą historię na nowo, i trzeba przyznać, zaczyna się całkiem nieźle. Mamy spokojną, nastrojową scenę, bo dość szybko przejść do brutalnej akcji, jednak później zaczyna się już totalna błazenada. Pojawia się nasz Kapitan (
Matt Salinger), jest motyw z serum, po zaaplikowania którego bohater od razu trafia na front. Dostaje też swoje wdzianko z nieodłączną tarczą. Tarcza zresztą znowu wygląda strasznie plastikowo, natomiast kolorystyka kostiumu zostaje odpowiednio skomentowana. Szybko dochodzi do konfrontacji z
Red Skullem (
Scott Paulin), i trzeba przyznać, że to się da jeszcze oglądać, choć nasz Kapitan niestety okazuje się strasznym cieniasem. Co owocuje przywiązaniem go do rakiety, która to wystrzelona zostaje prosto w Biały Dom. Bzdury mnożą się w strasznym tempie, w końcu jednak Kapitan popada w lodowy sen na Alasce. Po pobudce wiele lat później szybko wraca do sił, choć niestety najwyraźniej nie w pełni umysłowych. Próbuje rozmawiać po angielsku z osobami które wyraźnie mu mówią, że nie znają tego języka, nie potrafi pstryknąć guziczka by włączyć "magnetofon", do tego nabawił się brzydkiego nawyku robienia w konia osób, z którymi jedzie samochodem i umiłował sobie podprowadzanie takich pojazdów. Oczywiście nie zabrakło Red Skulla, dla którego czas był łaskawy i wybielił mu buźkę. Do całości bzdur dochodzi niestety słaby montaż i reżyseria, a same sceny walk czy pościgów samochodowych wypadają gorzej, niż w adaptacji z 1944 roku! Ogólnie, oba Kapitany z 1979 i niniejszy nadają się tylko dla prawdziwych miłośników kiczowatego kina.
The Incredible Hulk Pilot Moviedata premiery: 1977
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Kenneth Johnson
Pierwszy film z Hulkiem był tak naprawdę pilotem serialu emitowanego w latach 1978-1982, który w sumie doczekał się ponad 80 odcinków i przy okazji paru filmów. I nie bez przyczyny, gdyż wśród zalewu przeciętnych adaptacji z tamtych lat, Hulk znacznie się wyróżnia na plus. Już w samym pilocie widać wyraźnie, że tak jakby wszystko tutaj jest zrobione z większym polotem, scenariusz bardzo nie razi, aktorstwo stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, także montaż i reżyseria sprawiają bardzo dobre wrażenie.
Bill Bixby idealnie wypadł jako
Dr David Bruce Banner. Właśnie, mimo, że nasz doktor w pełni przedstawia się jako David Bruce Banner, to głównie używa imienia David. Zresztą takich małych zmian było więcej. Doktora nawiedzają koszmary z powodu traumatycznych przeżyć, co bezpośrednio prowadzi do zainteresowania się tematem zwiększenia możliwości ludzkiego ciała pod wpływem gniewu. Nie mamy tutaj żadnego wybuchu, a David przeprowadza po prostu na sobie eksperyment z wykorzystaniem promieniowania gamma, którego wynikiem jest uwolnienie jego "złego ja" w postaci zielonego potwora. Sama przemiana zrealizowana została z pomysłem, mamy zbliżenie na oczy doktora, po czym widzimy, jak poszczególne części jego garderoby pękają, a spod nich wyłania się zielona skóra, i nagle na ekranie pojawia się Hulk! Czyli kulturysta, no i w sumie aktor,
Lou Ferrigno, który w rozczochranych włosach i pomalowanej na zielono skórze ryczy, wścieka się i rozwala co popadnie. Biorąc pod uwagę postawę i budowę Ferrigno, więcej charakteryzacji nie było potrzebne. Pod koniec filmu Banner zostaje uznany za zmarłego, a tak naprawdę wyrusza w podróż, której celem jest uwolnienie się od swojej potwornej natury, wydarzenia te możemy śledzić we wspomnianym serialu i paru kolejnych filmach.
The Return of The Incredible Hulk (Death in the Family)data premiery: 1977
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Alan J. Levi
Niniejszy film to tak naprawdę dwa odcinki serialu połączone w jedną całość. Przedstawia historię, w której David Banner, oraz oczywiście Hulk, pomagają pewnej kalekiej dziewczynce. Nieco infantylne, ale warto sięgnąć po film choćby dla scen, gdy Hulk próbuje pić alkohol, czy uprawia zapasy z niedźwiedziem.
The Incredible Hulk Marrieddata premiery: 1978
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Kenneth Johnson
Pilot drugiego sezonu, niestety będący w sporej części powtórzeniem głównej struktury z pilota całego serialu. Banner tym razem szuka pomocy w hipnozie. Co warto zauważyć, z naszego doktorka jest niezły amant, a jak pokażą kolejne filmy i serial, zdobędzie serce niejednej pięknej pani.
The Incredible Hulk Returnsdata premiery: 1988
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Nicholas Corea / Bill Bixby
Mimo zakończenia emisji serialu w 1982 roku, Hulk powrócił w pełnoprawnych filmach telewizyjnych. The Incredible Hulk Returns jest wart szczególnie polecania, gdyż na gościnny występ wpadł tutaj
Donald Blake, będący w posiadaniu pewnego młota, za pomocą którego może przyzwać samego
Thora! Oczywiście pierwsze spotkanie Hulka i Thora kończy się, jakże by inaczej, sporą nawalanką, by w końcu panowie zjednoczyli siły wobec wspólnego wroga. Schemat doskonale znany z komiksów, na ekranie wypada nadspodziewanie dobrze. Spora tu zasługa samej postaci Thora, wprowadzającej sporo humoru gdy stara się odnaleźć w naszych czasach. Oczywiście najbardziej podobają mu się napitki z odpowiednią dawką procentów, piękne kobiety, bijatyki i... prysznic. Film naprawdę wart obejrzenia!
The Trial of the Incredible Hulkdata premiery: 1989
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Bill Bixby
Kolejny film ponownie prowadzi do niezwykłego spotkania, tym razem na gościnnych występach pojawił się sam
Matt Murdock czyli
Daredevil! Jak widać, tytuł nie był przypadkowy, choć niezbyt dobrze oddaje treść opowieści. Bohaterowie jednoczą siły wobec wspólnego wroga, czyli w tym przypadku
Kingpinowi, w tej roli lubiany aktor
John Rhys-Davies. Daredevil niestety nie jest tutaj zbyt doświadczony, tak więc za wiele nam nie zaprezentuje, natomiast z Kingpina zrobiono maniaka przekazów audio-wizualnych, co także wypada dość dziwnie. Do tego na deser otrzymujemy statek prosto ze Star Treka. Prawdziwą wisienką filmu jest pierwsze w historii cameo
Stana Lee! Gościnne występy superbohaterów w tamtych czasach ograniczyły się tylko niestety do postaci Thora i Daredevila w filmach z Hulkiem. W wielu zestawieniach, które można znaleźć w internecie, pojawia się także postać Iron-mana, co jest jednak sporym błędem. Owszem, w 1977 roku premierę miał film Exo-man w którym możemy zobaczyć żelazny i bardzo śmieszny kostium, ale sam film nie miał nic wspólnego z franczyzą Marvela, choć niewątpliwie w aż nazbyt oczywisty sposób chciał do niej nawiązywać.
Stan Lee: Członek rady przysięgłych
The Death of the Incredible Hulkdata premiery: 1990
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Bill Bixby
Ostatni film z cyklu o Hulku z nieco zbyt wymownym tytułem. David pracuje jako sprzątacz w laboratorium nocami pomagając pewnemu profesorowi. I oczywiście, znowu pojawiają się ci źli, a Hulk szaleje. Jest tutaj parę niezłych scen, choć także nieco za bardzo momentami doskwiera nuda. Zakończenie może nie wypadło tragicznie, ale niestety film nie porywa. Dla
Lou Ferrigno jednak przygoda z Hulkiem jeszcze się nie skończyła, zaliczył gościnne występy w adaptacjach z 2003 i 2008 roku, a dodatkowo dubbinguje Hulka z MCU.
Hulkdata premiery: 2003
budżet: 137$,
Box Office: 245$
reżyseria: Ang Lee (Brokeback Mountain, Wo hu cang long, Sense and Sensibility)
Hulk z 2003 roku wzbudził mieszane odczucia. Sporo tutaj sprzeczności i nierównego poziomu. Reżyser pragnął zachować stylistykę komiksu, jednocześnie chciał skupić się na relacjach między bohaterami. Żaden z tych elementów niestety nie zagrał do końca, do tego film jest nazbyt rozwleczony. Zabawa z konwencją komiksu, czyli pokazywanie kadrów na ekranie było ciekawym zabiegiem, jednak nadużywane zaczyna w końcu nużyć. Także nierówne są efekty specjalne, niektóre sceny potrafią zrobić wrażenie, a niektóre znowu straszą sztucznością. Warto zwrócić uwagę na obsadę, choć
Eric Bana jako
Bruce Banner wypadł mało przekonująco, a
Jennifer Connelly jako
Betty Ross raczej nie porywa, to już
Sam Elliott jako
Generał Ross i
Nick Nolte jako
Ojciec Bruce’a Bannera brylują na ekranie. Nie jest to strasznie zły film, ale sporo jednak zabrakło do wielkiego hitu.
Stan Lee: Strażnik, wychodzi z budynku w towarzystwie Lou Ferrigno!
Scena po napisach: -
Dr. Strangedata premiery: 1978
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Philip DeGuere Jr.
Postać Dr Stephena Strange'a zadebiutowała na szklanym ekranie już w 1978 roku. Film nazywał się po prostu Dr Strange i miał pełnić rolę pilota w końcu niezrealizowanego serialu. Niestety, gdyż o dziwo film nie wypadł aż tak źle, o ile przecierpimy charakterystyczny "styl” obrazów z tamtych lat. Zresztą podobno sam Stan Lee stwierdził, że Dr Strange to najlepszy film oparty na jego twórczości, ze wszystkich, które wtedy kręcono. Ale w sumie, co miał powiedzieć, jak nie zachwalać filmów, których pojawienia się tak pragnął? Oczywiście wprowadzono sporo zmian w stosunku do komiksowego pierwowzoru, sam Doktor nie jest tutaj chirurgiem a psychiatrą, nie ma żadnych traumatycznych przeżyć związanych z wypadkiem. Za to nosi dumnie charakterystyczny dla tamtych lat wąs. Pojawia się
Wong (w garniturze!) i Mistrz, a po drugiej stronie straszy gumowaty potworek i
Morgan LeFay, która "jest kobietą i ma swoje potrzeby". Da się obejrzeć, ale sporo tu dłużyzn, a sam Doktor przez większość czasu paraduje w kitlu niż w stylizowanym stroju, który zresztą prezentuje się strasznie kiczowato.
Nick Fury: Agent of S.H.I.E.L.D.data premiery: 1998
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Rod Hardy
David Hasselhoff zasłynął rolami w takich kultowych serialach jak Nieustraszony czy Słoneczny patrol. I być może pojawiła się kolejna szansa na hitowy serial, gdyż film Nick Fury: Agent of S.H.I.E.L.D. z 1998 roku był planowany jako pilot serialu, który w końcu nie powstał. A szkoda, gdyż
Hasselhoff jako
Nick Fury wypada naprawdę bardzo przyzwoicie. Jest cyniczny, za nic ma regulaminy, a sprawy załatwia szybko i skutecznie. Do tego słowa cedzi przez zaciśnięte zęby, a w samych ustach oczywiście trzyma obowiązkowe cygaro. Także główna zła, czyli
Sandra Hess jako
Andrea Von Strucker wypada doskonale. Nosi fikuśne stroje i fryzury, robi miny, krzyczy, straszy, dąży po trupach do ustalonego celu. I do tego diabolicznie się śmieje. Strasznie to wszystko groteskowe, ale idealnie sprawdza się w tej konwencji. Oczywiście scenariusz jest pełen bzdur i głupotek, a efekty specjalne straszą, ale mimo to warto poświęcić filmowi chwilę.
KuriozaLista filmów:
Howard the Duck (1986)
Man-Thing (2005)
Howard the Duckdata premiery: 1986
budżet: 37$,
Box Office: 38$
reżyseria: Willard Huyck
Howard the Duck to obraz specyficzny. Mimo że Kaczor, a raczej kosmita, nie nosi trykotu, to jednak jest silnie powiązany z uniwersum Marvela. Adaptacja miała dysponować sporym budżetem, do tego produkcją zajął się sam
George Lucas. Film jednak nie przypadł widzom do gustu i od razu po premierze okrzyknięty został za jedną z najgorszych adaptacji komiksów. Za sporą wadę można uznać, że tak naprawdę nie wiadomo, do kogo jest skierowany. Dorosłych straszyć będzie infantylność, kicz, dziwactwa, sporo także po prostu dziecinnych scen. Puszczając film dzieciakom należy pamiętać, że mamy tu dziwaczną kaczą nagość (i to już w pierwszych minutach!), a także mizdrzenie się z wypiętymi pośladkami do tytułowego Kaczora. Na szczęście urocza
Lea Thompson pokazuje tutaj nie tylko swoje wdzięki, a jej rola naiwnej
Beverly Switzler budzi sympatię. Także
Jeffrey Jones jako
Doktor Jenning wypada bardzo fajnie, ale jego postać momentami odczynia dziwaczne rzeczy na ekranie. No właśnie, sporo tu dziwactw, jednak nie wszystko jest tutaj bardzo złe, a spory budżet i doświadczona ekipa gwarantują jednak przyzwoite ujęcia i całkiem niezłe efekty specjalne.
Man-Thingdata premiery: 2005
budżet: podobno 30$,
Box Office: 1$
reżyseria: Brett Leonard (The Lawnmower Man)
Man-Thing niestety nie skorzystał z dość niezłego i mocno klimatycznego komiksowego pierwowzoru i formą przypomina prymitywny horror z serii "coś po kolei wykańcza bohaterów”, do tego sama postać
Man-Thinga została wręcz tutaj sprofanowana. Aktorstwo nie zachwyca, realizacja stoi na bardzo niskim poziomie, a do tego otrzymujemy bzdurny scenariusz. Potworek, dosłownie. A należy pamiętać, że film ten powstał w 2005 roku, a wygląda jak relikt z zeszłego wieku.
Stan Lee: Jego zdjęcie jest przyczepione na tablicy z zaginionymi osobami.
Scena po napisach: -
Mroczny światLista filmów:
The Punisher (1989)
The Punisher (2004)
Punisher: War Zone (2008)
Blade (1998)
Blade II (2002)
Blade: Trinity (2004)
Blade: House of Chthon (2007)
Daredevil (2003)
Elektra (2005)
Ghost Rider (2007)
Ghost Rider: Spirit of Vengeance (2011)
The Punisherdata premiery: 1989
budżet: ok 9$,
Box Office: ?$
reżyseria: Mark Goldblatt
The Punisher z
Dolphem Lundgrenem w tytułowej roli to klasyczny przykład filmu akcji jakich wiele ukazało się w tamtych latach. I pod tym względem wypada bardzo przyzwoicie. Otrzymujemy starcie między mafią a yakuzą, do tego wszystkiego musiał oczywiście wplątać się nasz antybohater. Film jednocześnie unika nawiązań komiksowych, nie uświadczymy tutaj choćby charakterystycznego motywu czaszki. Jest rozpierducha, trup ściele się często, scenariusz mimo sztampy nie odstrasza, do tego od strony technicznej film zrealizowano bardzo poprawnie, choć niektóre sceny akcji wypadają słabo. Nawet dzisiaj pierwszy pełnometrażowy występ Franka Castle da się obejrzeć z pewną dozą przyjemności.
The Punisherdata premiery: 2004
budżet: 33$,
Box Office: 54$
reżyseria: Jonathan Hensleigh (głównie scenarzysta: Jumanji, Die Hard: With a Vengeance, The Young Indiana Jones Chronicles, Armageddon)
Punisher z 2004 roku oczywiście nie jest kontynuacją poprzedniego filmu. Otrzymujemy tym razem kompletną historię, z przedstawioną genezą powstania tytułowej postaci. Mimo, że obraz opiera się na paru wątkach żywcem wyrwanych z dość znanych historii komiksowych, to nie obyło się bez zmian, jak choćby przedstawienie Franka Castle jako policjanta działającego pod przykrywką. Pewna misja idzie do końca po myśli, więc "ten zły"
Howard Saint, w tej roli
John Travolta, mści się. Co powoduje, że później mści się
Frank. Wszyscy się mszczą... Niestety, mimo paru dobrych motywów scenariusz ogólnie niedomaga. Podczas produkcji nie wszystko szło jak powinno, podobno pierwotnie planowany budżet został obcięty i wiele scen było przepisywanych dosłownie "na kolanie". Co zaowocowało przeciętnym filmem sensacyjnym. Na plus z pewnością wypada
Thomas Jane, który w roli Punishera wypadł bardzo przekonująco.
Punisher: War Zonedata premiery: 2008
budżet: 35$,
Box Office: 10$
reżyseria: Lexi Alexander (Hooligans, Johnny Flynton)
Pierwotnie film miał być kontynuacją Punishera z 2004 roku, a do swojej roli miał powrócić Thomas Jane. Jednak już na początku pojawiły się problemy realizatorskie, w tym podobno słaby scenariusz. W końcu powstał ponowny restart, a tym razem postawiono na widowisko mocne i bezkompromisowe, przeznaczone dla dorosłego widza. I pod tym względem wyszło całkiem niezłe, choć niestety nagromadzenie przesadnie brutalnych scen momentami zahacza wręcz o groteskę. Do tego pomimo przepisywania scenariusza, ten nie do końca podołał. Aktorsko jest przyzwoicie,
Ray Stevenson jako
Frank Castle wypada przekonująco, pojawia się w końcu
Micro, w tej roli
Wayne Knight, a
Dominic West jako
Jigsaw straszy swoją twarzą, a wraz z bratem, wprowadza na ekran sporo motywów szaleństwa. Dla fanów komiksów, i oczywiście postaci Punishera, film jest lekturą wręcz obowiązkową, jednak dla nieznających pierwowzoru może okazać się nieco niestrawny. Wszystko to przekuło się na ogromną klapę, szczególnie finansową. Niestety okazało się, że film dokładnie przenoszący postacie i watki z komiksu, oraz skierowany do dorosłego widza nie jest dobrą inwestycją dla producentów i przez kolejne lata większość produkcji celowała w nastoletniego widza oraz unikała trudnych czy kontrowersyjnych tematów, tak by nie zniechęcić do siebie żadnej grupy widzów.
Bladedata premiery: 1998
budżet: ok 45$,
Box Office: 131$
reżyseria: Stephen Norrington
Blade z 1998 roku podczas premiery w ogóle nie był kojarzony z komiksowym pierwowzorem. Opowieść o pół-wampirze, pół-człowieku okazała się całkiem zgrabną i mroczną historią utrzymaną nieco w klimacie horroru. I to się sprawdziło, film zebrał ciepłe recenzje, a widownia dopisała. Być może spora tu zasługa obsady, wtedy jeszcze bardzo popularny
Wesley Snipes idealnie wypadł w głównej roli, a do tego doskonale wtóruje mu
Kris Kristofferson jako
Abraham Whistler.
Stephen Dorff jako
Deacon Frost jest w porządku, choć jego rolę nieco popsuło sporo bzdur scenariuszowych. Sam scenariusz zresztą w wielu miejscach niedomagał, ale nie straszył na tyle, i nawet dzisiaj Blade'a przyjemnie się ogląda.
Stan Lee: Cameo zostało nagrane, ale nie trafiło do filmu. Stan Lee miał być policjantem.
Scena po napisach: -
Blade IIdata premiery: 2002
budżet: 54$,
Box Office: 155$
reżyseria: Guillermo del Toro (Hellboy, El Espinazo del Diablo, El Laberinto de Fauno, The Shape of Water)
Pierwszy Blade okazał się hitem, na szczęście kontynuacja z 2002 roku, zatytułowana po prostu Blade II, nie zawiodła oczekiwań. Film broni się zarówno scenariuszem (choć oczywiście nie uniknięto pewnych idiotyzmów) jak i klimatem. Na stołku reżysera zasiadł charyzmatyczny
Guillermo del Toro, a
Wesley Snipes po raz kolejny idealnie sprawdził się w swojej roli. W obsadzie ponownie pojawił się
Kris Kristofferson, a także
Ron Perlman oraz
Norman Reedus Scud, który lata później zyska sławę dzięki roli w serialu The Walking Dead. Dla osób przyzwyczajonych do kolorowego superbohaterskiego kina, mocna i podlana esencją horroru stylistyka może wydać się przesadzona, ale idealnie pasuje do przedstawionej opowieści.
Blade: Trinitydata premiery: 2004
budżet: 65$,
Box Office: 132$
reżyseria: David S. Goyer (głównie scenarzysta, m.in. The Puppet Masters, Dark City, Nick Fury: Agent of Shield, Batman Begins, Ghost Rider: Spirit of Vengeance, Man of Steel, Terminator: Dark Fate)
Blade Trinity z 2004 roku, czyli trzecia część sagi, niestety okazał się filmem bardzo słabym, którego nawet nie ma co zestawiać z udanymi dwoma wcześniejszymi częściami. Mimo to obejrzeć nadal warto, zdarzają się lepsze momenty, ale ogólnie nie ma co liczyć na mocne wrażenia, a wątki komediowe miłośników cięższych klimatów mogą wręcz irytować. Warto zaznaczyć, że na plus należy potraktować nowe postacie, szczególnie dobrze wypada
Jessica Biel jako
Abigail Whistler oraz
Ryan Reynolds jako
Hannibal King. O Reynoldsie zresztą będzie jeszcze głośno w ramach superbohaterskiego gatunku.
Blade: House of Chthondata premiery: 2007
budżet: ?$,
Box Office: ?$
reżyseria: Peter O'Fallon
Kolejny Blade ustanawia akcję po wydarzeniach z trylogii choć jednocześnie jest swoistym restartem, także przez zmianę (niestety, na gorsze) głównego aktora, w rolę Blade'a wcielił się tym razem
Sticky Fingaz. Film jednocześnie jest przemontowanym pilotem serialu, i całość wypada nawet znośnie, choć dużo poniżej przeciętnej. W ramach ciekawostki można obejrzeć, choć należy pamiętać, że stanowi całość z serialem, i jako osobny byt nie sprawdza się najlepiej.
Daredevildata premiery: 2003
budżet: 78$,
Box Office: 179$
reżyseria: Mark Steven Johnson (Ghost Rider)
Blade, X-men i Spider-man okazały się ogromnymi sukcesami, więc studia zaczęły łaskawym okiem patrzeć na adaptacje komiksów Marvela. Daredevil pierwotnie planowany był jako film z małym budżetem, ale widząc potencjalne zyski, producenci zdecydowali się na nieco większą inwestycję. Po premierze wzbudził jednak mocno mieszane uczucia, można wręcz powiedzieć, że powstała moda na obrzucanie go błotem! Nieco może niesłusznie, gdyż fakt, Daredevill był co najwyżej przeciętny, do tego straszyły momentami sztuczne efekty specjalne, ale posiadał także kilka niezaprzeczalnych atutów. Atuty te zostały uwypuklone w wersji reżyserskiej, to jeden z tych przypadków, że
Director's Cut naprawdę sporo daje i zmienia diametralnie odbiór filmu. Rozszerzono parę scen, dodano także kilka nowych, w tym przedstawiających proces sądowy
Dante Jacksona, w którego wcielił się
Coolio. Do tego usunięto wybrane sceny z romansem Matta i Elektry, w tym scenę łóżkową. Zmiany spowodowały, że scenariusz stał się bardziej logiczny, a dziury fabularne przestały razić. Co do samej obsady, to absolutnie nie raziła:
Ben Affleck jako
Daredevil i
Jennifer Garner jako
Elektra Natchios sprawdzili się (zdania są podzielone, ale da się ich oglądać), natomiast "ci źli” wypadli ponad przeciętną, widać że
Colin Farrell jako
Bullseye oraz
Michael Clarke Duncan jako
Kingpin dobrze bawili się na planie. Na ekranie pojawił się także
Jon Favreau, jako
Franklin "Foggy" Nelson. Warto obejrzeć, z zastrzeżeniem, że tylko i wyłącznie wersję Director's Cut.
Czas trwania: wersja zwykła: 103 min, Director's Cut: 133 min.
Stan Lee: Na pasach, zaczytany w gazecie.
Scena po napisach: Polowanie na muchę (w wersji reżyserskiej ta scena jest przesunięta przed napisy).
Elektradata premiery: 2005
budżet: 43$,
Box Office: 57$
reżyseria: Rob Bowman (Baywatch, The X Files, 21 Jump Street)
Bezpośrednia kontynuacja Daredevila, poświęcona postaci Elektry, w którą ponownie wcieliła się
Jennifer Garner. Film odcina się nieco od swojego poprzednika, niestety postać Elektry nie wypada tutaj najlepiej, także przez bardzo drętwe aktorstwo. Wyszedł przeciętniak, może mający swoje lepsze momenty, ale całość niestety zupełnie nie porywa. Jak już szukać plusów, to można zaznaczyć występy sporej plejady "tych złych", którym jednak poświecono nieco zbyt mało miejsca. Także ten film doczekał się wersji reżyserskiej, ale tym razem zmiany nie ratują odbioru całości.
Stan Lee: -
Scena po napisach: -
Ghost Riderdata premiery: 2007
budżet: 110$,
Box Office: 228$
reżyseria: Mark Steven Johnson
Nicolas Cage jest wielkim miłośnikiem komiksów, nic więc dziwnego, że wcześniej czy później musieliśmy go zobaczyć w tego typu filmie. Wcielił się w Ghost Ridera, i całe swoje umiejętności ekspresyjne skutecznie przeniósł na ekran. Co jak często w przypadku tego aktora, prezentuje się przekomicznie. Do tego smali cholewki do
Evy Mendes, która niestety na ekranie w ogóle nie zachwyca. Za to nieźle wypada
Sam Elliott jako
Caretaker oraz
Peter Fonda jako
Mephistopheles. Film mocno średni, momentami strasznie nudny, mający sporo problemów z prowadzeniem akcji, choć posiadający także mocniejsze elementy, a niektóre efekty specjalne prezentują się zaskakująco dobrze. Także w tym przypadku pojawiła się wersja reżyserska dodająca parę scen głównie z młodości Johnny'ego, przez co nieco uwypuklono jego relacje z ojcem.
Czas trwania: wersja zwykła: 105 min, Director's Cut: 123 min.
Stan Lee: -
Scena po napisach: -
Ghost Rider: Spirit of Vengeancedata premiery: 2011
budżet: 57$,
Box Office: 132$
reżyseria: Mark Neveldine / Brian Taylor (Crank, Gamer)
Bezpośrednia kontynuacja, ponownie wraca
Nicolas Cage w tytułowej roli, na szczęście Eva Mendes dała sobie spokój, za to otrzymaliśmy uroczą
Violante Placido. I jeszcze
Idris Elba jako
Moreau. Film ogólnie wypada dość dziwnie, scenariusz jest głupiutki i bardzo sztampowy, natomiast zaskakują naprawdę niezłe efekty specjalne oraz realizacja. Część scen zmontowano bardzo dynamicznie, w stylu teledyskowym, co akurat idealnie tutaj się sprawdziło. Ogólnie, oglądając film po latach, można zostać miło zaskoczonym, nie jest to aż tak złe, jak by się wydawało.
Stan Lee: -
Scena po napisach: -
The Fantastic FourLista filmów:
The Fantastic Four (1994)
Fantastic Four (2005)
Fantastic Four: Rise of the Silver Surfer (2007)
Fantastic Four (2015)
The Fantastic Fourdata premiery: 1994
budżet: ok 1$,
Box Office: -$
reżyseria: Oley Sassone
Pierwsza aktorska adaptacja przygód najbardziej znanej rodziny Marvela to przykład ogromnego zamieszania i biznesowych rozgrywek. By studio nie straciło praw do postaci, trzeba było coś szybko nakręcić, więc realizację powierzono
Rogerowi Cormanowi, mistrzowi w produkcji niskobudżetowych potworków, które często znajdywały swoich amatorów. Podobno nawet nie było w planach wprowadzenia filmu do obiegu, o czym nie wiedział ani reżyser ani aktorzy. Plotka także głosi, że po produkcji wszystkie kopie wykupił Avi Arad z Marvela, ale jak to zazwyczaj się dzieje, jakaś kopia wyciekła i dzięki temu sami możemy sprawdzić, z jakim "dziełem" mamy do czynienia. Realizatorsko fakt, film leży na całej długości, także efekty specjalne są na strasznie niskim poziomie. O dziwo jednak, znajdziemy tutaj parę plusów w tym przedstawienie postaci, szczególnie
Bena Grimma, który nie może znaleźć swojego miejsca na świecie jako kamienny potwór. Także bardzo fajnie wypada wytłumaczenie, dlaczego akurat takie moce otrzymały poszczególne postacie. W ramach ciekawostki warto obejrzeć, choć potrzeba trochę samozaparcia.
Fantastic Fourdata premiery: 2005
budżet: 100$,
Box Office: 333$
reżyseria: Tim Story (Taxi, Shaft)
Po 2000 roku kino bohaterskie przeżywało rozkwit, efekty specjalne wreszcie umożliwiały odpowiednie przedstawienie komiksowej akcji, na ekrany zawitała więc także Fantastyczna Czwórka. Pod względem realizatorskim i efektów specjalnych film wypada bardzo dobrze, niestety, jak często bywało, nieco zawiódł scenariusz i przedstawienie postaci. Oko cieszy obsada,
Jessica Alba w roli
Susan Storm choć nie zachwyca zdolnościami aktorskimi, to ładnie prezentuje się na ekranie (i niestety jej rola sprowadza się głównie do ładnego wyglądania), natomiast
Michael Chiklis jako
Benjamin Grimm, a szczególnie późniejszy Kapitan Ameryka czyli
Chris Evans jako
Johnny Storm stworzyli niezłe kreacje. Ogólnie film przeciętny, lubiany być mieszany z błotem, ale podczas seansu daje trochę zabawy, więc absolutnie nie należy go definitywnie skreślać.
Stan Lee: Listonosz (Willie Lumpkin).
Scena po napisach: -
Fantastic Four: Rise of the Silver Surferdata premiery: 2007
budżet: 130$,
Box Office: 302$
reżyseria: Tim Story
Kontynuacja Fantastycznej Czwórki z 2005 roku utrzymała poziom jedynki, czyli ponownie otrzymaliśmy film mocno przeciętny, ale który jak najbardziej można obejrzeć. Niektóre rzeczy denerwują, są dziury scenariuszowe, a
Galactus to pomyłka, ale jako niezobowiązujące kino akcji sprawdza się wyśmienicie. No i scena ze Stanem Lee jest wprost genialna!
Stan Lee: Jako Stan Lee próbuje dostać się na wesele.
Scena po napisach: Silver Surfer w przestrzeni.
Fantastic Fourdata premiery: 2015
budżet: 120$,
Box Office: 167$
reżyseria: Josh Trank (Chronicle)
Już pierwsze zapowiedzi nowej The Fantastic Four budziły niepokoje, pojawiały się głosy, że reżyser
Josh Trank nie mógł znaleźć porozumienia z producentami. Po premierze zawrzało. Kłopoty podczas produkcji doskonale widać, nierówny scenariusz, dziwne przeskoki czasowe, niekonsekwencje strasznie raziły w oczy, widać, że obraz był wielokrotnie przemontowywany. Film został zgodnie zmieszany z błotem przez dosłownie wszystkich. Ani krytycy, ani widzowie nie pozostawili na nim suchej nitki. Obsada, scenariusz, reżyseria, nawet efekty specjalne, wszystkie te składowe zawiodły. Niniejsza pozycja została przechrzczona jako jedna z najgorszych adaptacji komiksów Marvela! Biorąc pod uwagę rok premiery, gdy kino superbohaterskie przeżywało rozkwit, należą się tylko gorzkie gratulacje.
Stan Lee: -
Scena po napisach: -