Przekroczenie przez "Avengers: Endgame" wydawało się niemożliwej do pokonania w światowym Box Office granicy, gdzie prawie 3 mld dolarów było, i tak naprawdę nadal jest, zmorą prawdziwych kinowych hitów, licznych bez względu na Uniwersum, czy gatunek filmowy blockbusterowych molochów, jest dość realne. Magiczna, nierealna kwota ,,filmodolarów", od której każdemu studiu filmowemu zaiskrzyłyby ,,kurwiki w oczach", dla "Disney'a" i "Marvel Studios" jest bliżej niż ,,na wyciągnięcie" ręki. Lecz pamiętajmy, im bliżej 3 mld dolarów dochodu w Box Office, tym dziełu "Avengers: Endgame" będzie coraz ciężej; w okolicy kwoty, którą uzyskał "Avatar" może pojawić się niewidzialna ściana, przez którą powoli będzie się musiał przebijać "Endgame". Zainteresowanie filmem długo nie będzie maleć, zwłaszcza, że w dogodnym dla filmu momencie pojawił się kolejny zwiastun do "Spider-Man: Far From Home", w którym poznaliśmy już jeden ze skutków któregoś lub wszystkich pstryknięć Rękawicą Nieskończoności. Na oglądających widowisko braci Russo, jak magnes działa fakt, że "Avengers: Endgame" to koniec pewnej ery, ukoronowanie niesamowitego 11-letniego cyklu filmowego MCU, dlatego szczególnie fani będą chcieli obejrzeć ten film jak najwięcej razy, tyle ile się da. Niedługo idę na 5-ty seans produkcji. Wszystko po to, aby dać się porwać temu widowisku jeszcze raz... I tak bez końca.