Korzystając z przerwy świątecznej obejrzałem pozostałe dwa filmy z uniwersum Obcego. Miałem napisać dużo i mądrze na ich temat, ale przez ten czas połowy spostrzeżeń zapomniałem więc będzie krócej, ale za to głupiej.
"Prometeusz" podczas pierwszego seansu zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, oczywiście przymykając mocno oko na pewne oczywistości. Teraz za drugim razem już aż tak fajnie nie było. Seria ma długą tradycję w prezentowaniu głupich załóg statków kosmicznych, ale załoga "Prometeusza" przebija je wszystkie z naddatkiem, jakoś teraz te fabularne skróty drażniły mnie o wiele bardziej. Ogólnie rzecz biorąc, Scott nakręcił film o "ognistych rydwanach z kosmosu" a dołożenie xeno-mitologii to chyba tylko po to aby ściągnąć widzów do kina. Największym problemem nie jest jednak durnowaty scenariusz, ale to że z tego filmu właściwie nic nie wynika. Poczytałem trochę teorii nawet w internecie na temat chociażby tych Inżynierów i o ile niektóre są całkiem w porządku to wszystko tak naprawdę pisane jest palcem po wodzie i wymaga dopowiadania różnych rzeczy, które nie mają odzwierciedlania w scenariuszu, zresztą sam reżyser też później podsuwał jakieś ewentualne klucze (najczęściej nonsensowne i przeczące temu co widzieliśmy na ekranie). Wizualnie znakomity, jako przygodówka daje radę. Widać, że było to kręcone z zamiarem kontynuacji a kto wie czy nie trylogii, więc ewentualne bzdurki był czas jeszcze wytłumaczyć i tutaj przechodzimy do...
"Obcy - Przymierze" czyli kontynuacji która nie jest kontynuacją. Scott po protestach fanów twierdzących, że oczekiwali kolejnego "Aliena" a nie Danikena przepisał "Prometeusza 2", wyrzucił praktycznie wszystko z poprzedniego filmu do śmietnika i wyszło mu historyczne gówno totalne. Wydawało się, że głupszych ludzi od załogi "Prometeusza" nie da się zebrać naraz na jednym statku, ale najwidoczniej ziemska flota długo, skrupulatnie i co najważniejsze z sukcesem odszukała jeszcze większych kretynów, aby obsadzić "Covenant". Jestem w stanie wyobrazić sobie, że jakiś kosmiczny komandor upchał swojego chrzestnego na stanowisku drugiego kapitana, licząc że i tak nie będzie miał nic do roboty niż rozstawianie wacht, bo historia zna mnóstwo takich przypadków, ale zrobienie oficerem wyraźnie ciężko upośledzonego Billy'ego Crudupa to przegięcie pały. Znowu załoga, czyli pewnie jedyni ludzie na pokładzie co potrafią pilotować olbrzymi statek jest od wszystkiego, bo trudno zamrozić kilku takich co się będzie ich budzić w razie nieprzewidzianych wypadków. Największym idiotyzmem tego filmu jest założenie, że podbój kosmosu będzie wyglądał jak podbój Dzikiego Zachodu, czyli wsiadamy w dyliżans, jedziemy do Kalifornii a gdzie nam się spodoba to zbudujemy miasteczko. A czy woda nie jest zatruta? A nie wiem, napijemy się to zobaczymy. A przepraszam nie największym, grający na fujarce robot z przepalonymi ścieżkami który stworzył Obcego umieszczając jego zarodki w jajach pieczołowicie lepionych z papier-mache przebija wszystko dotychczas i mam wielką nadzieję że wszystko to co będzie. Widoczki ładne, ale pod względem efektów widać sporo mniejszy budżet. Katherine Waterston to koszmarny miss-cast.
Ogólnie rzecz biorąc, obejrzałem serię nie tylko aby sobie całość przypomnieć, ale żeby się dowiedzieć czy Wayland-Yutani wiedziało o Obcym przed rozpoczęciem pierwszej części i szczerze mówiąc seria daje kompletnie sprzeczne sygnały na ten temat. Ostatnie dwa filmy, mogłyby sugerować, że jednak tak, ale te filmy tak koszmarnie rozjeżdżają się z resztą serii, że nie da się traktować ich poważnie. Odniosłem wręcz wrażenie, że Ridley to najchętniej wykasowałby pierwsze filmy z kanonu i nakręcił to od nowa, ale to raczej pewne, że w tym przypadku Londyn by zapłonął. Wydawałoby się, że reżyser o takim dorobku już nie musi kierować się sugestiami widowni, ale facet sam chyba nie wiedział co ma zrobić. Wyraźnie widać, że Inżynierowie z "Prometeusza" to nie są te same istoty co ta mumia w "Alienie", ale w/g niego oczywiście tak, no a później, że może jednak niekoniecznie. Czym się w takim razie różnią? Nie wiemy i pewnie się nie dowiemy. I zresztą może to i lepiej, jak na moje to powinni wykasować zwłaszcza tę drugą abominację z kanonu. Uwagę zwraca też niekonsekwencja w przedstawionym świecie, dwa ostatnie filmy, które w linii czasowej dzieją się najwcześniej najwyraźniej przedstawiają czasy o wiele bardziej technologicznie zaawansowane niż te, które dzieją się później. "Prometeusza" dałoby się jeszcze wytłumaczyć, że to statek miliardera gdzie wszystko jest na tip-top chociaż byłoby to strasznie naciągane, ale już zwykły statek kolonialny to jednak powinien wyglądać jakby był zbudowany ze specjalnego metalu, który szybko koroduje tak jak w reszcie filmów. Jakoś Star Wars czy taka seria gier Fallout potrafiły w spójny sposób przedstawić takie rzeczy. Dalej czeka nas serial o młodzieży walczącej z nierównościami społecznymi w świecie Obcego, oraz "Romulus" autorstwa Fede Alvareza, którego dotychczas żaden film mi się nie podobał, więc jakoś nie mam specjalnie dobrych przeczuć na przyszłość. Szczęście, że nie jestem fanatykiem "Aliena" bo pewnie byłoby mi teraz bardzo smutno, a tak jest tylko po ludzku przykro. No i w sumie zawsze mogę obejrzeć jeszcze raz oryginał z 79.