Panowie, większość odpowiedzi jest już wskazana powyżej, wystarczy się cofnąć.
1. Każdy aspekt działania firmy jest przeliczany, jeden z nas jest matematykiem więc liczenie ogarniamy skoro wydają nieznanych autorów jeszcze nie splajtowaliśmy:)
2. Jak wyżej pisałem, my okładki zamawiamy (koszt), kupujemy ekstrasy (koszt), przygotowanie trzech to koszt, który rozkłada się na koszt jednostkowy wszystkich egzemplarzy.
I teraz sedno sprawy: na Raport Brodecka czy Charliego Chana kliencin ruszą bo znają komiks. Na Labirynt, Ye czy Favelę w kadrze potrzebują kilku miesięcy aby rozniosła się fama wokół komiksów.
Czas to koszt.
Aby się zwrócił muszę go przenieść na klienta (reklama i promocja mogące przyspieszyć proces to koszt).
Jeśli to nie znana karta to tego się nie praktykuje. Nie czynią tego znjaome wydawnictwa w Hiszpanii, Włoszech, Argentynie czy Brazylii, gdzie nakłady są wyższe niż u nas.
Proporcje, Panowie, proporcje.
Nie wiem ilu z piszących to wydawcy ukrywający się pod nickami, ale wbrew pozorom, alternatywne okładki nie okazały się tak wielkim sukcesem.
Na znanych tytułach - owszem.
Tak samo dzieje się na większych niż polskie rynkach wydawniczych.