Z tego co kojarzę, to Semic zaczął mieć problemy w 1998. Była to spółka półamatorska i zabrakło im profesjonalizmu. Gdy zwijał się Pegazus, to twórcy zainwestowali w napoje gazowane i do tej pory piję ich pyszną Colę Original z Biedronki. Gdy Semic miał problemy, to należało już wtedy łapać srokę za ogon. Gdyby wiedzieli, że jeśli przetrwają 15 lat, to będą na szczycie, wtedy może by się ogarnęli. Byli wydawnictwem. Mogli pójść w książki, a komiksy trzymać jako dodatek. Uważam, że zabrakło im zmysłu biznesowego. Na prowizorce można było lecieć w latach 90-tych, gdy ustrój się zmienił i ludzie to łykali. Potem już mieli wymagania.
Ja uważam odwrotnie, to że byli spółką półamatorską pozwoliło im działać tak długo i mogło dawać nadzieję na przyszłość.
Popatrz na profesjonalne firmy - Axel Springer, Amber, Podsiedlik czy Motopol - pojawiły się i szybko się zwinęły. Dlaczego? Bo na tym nie da się zarobić, a przynajmniej nie dużo i szybko.
Większość obecnie działających wydawców to nie profesjonalne koncerny, tylko półamatorskie firmy hobbystyczne. Z jednej strony zapewniają one produkty na przyzwoitym poziomie (oczywiście nie wszystko - czasem niestety oszczędzają na redakcji tekstu czy korekcie albo innych, ale ogólnie według mnie jest ok), a jednocześnie są elastyczni i dopasowują się do aktualnej sytuacji. Tą samą drogą szła Mandragora, niestety uderzenie konkurencji w postaci Axela Springera w kluczowym momencie rozłożyło ją na łopatki.
(Egmont jest dla mnie przedziwnym wyjątkiem - częścią wielkiego koncernu, ale miejscami działającego jak mała, hobbystyczna firma, a efekt dla rynku i czytelników według mnie jest przez to bardzo pozytywny)
Jak masz dobry tytuł, to sprzedasz nakład i wyjdziesz na swoje, pod kilkoma warunkami: że nakład nie będzie za duży, że zaliczka za licencję i inne koszty nie będą za wysokie, że termin do wyjścia na zero nie będzie za krótki. Po prostu - jak sprzedaż jest naprawdę fatalna, to robisz minimalny nakład, ograniczasz tytuły, płacisz mniejsze zaliczki i dłużej czekasz aż się zwróci. Oczywiście nie każdy może sobie na to pozwolić, ale sądzę, że w takiej sytuacji lepiej sobie poradzą półamatorskie firmy hobbystyczne niż profesjonalne koncerny.
popatrzcie co jest teraz - wszystkie wydawnictwa wydające superhero to oddziały zagranicznych spółek. Mucha, Hachette, Egmont, Eaglemoss. Mandragora upadła, a pozostałe małe, polskie wydawnictwa wydają inne komiksy ale nie Marvel lub DC. Sideca tylko zapowiedziała DD i też padła. To jest zagadnienie które stanowi da mnie zagadkę. Chyba że znowu winny jest ten panujący od 30 lat pogląd w Polsce, że komiksy są dla dzieci i nie jest to poważny biznes. Dlatego nie można zebrać kapitału na taką działalność. Mamy masę polskich wydawnictw książkowych, trochę komiksowych, ale żaden podmiot nie wyda superhero. Tylko polskie oddziały. Przykre.
Według mnie powód takiego stanu jest wyłącznie jeden - Disney i DC wolą kilka większych umów na wydania od razu w kilku krajach, niż nawiązywać współpracę z małymi wydawcami na lokalnych rynkach. Po prostu im się nie chce, niech najwięksi wydają to co chcą, wszystkim mniejszym wydawcom dają szlaban. A że wiele serii nie zostanie wtedy wydanych? A kogo to obchodzi (poza czytelnikami)...